-

Magazynier : Sprawy zaściankowe, stare i nowe. Małżonek, nauczyciel akademicki.

Historia Polski to historia Kościoła. Jak oficjalnie zaprosić Papieża bez zgody Moskwy? Kulisy pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny św. JPII

„41 lat temu, 10 czerwca 1979 roku, zakończyła się pierwsza pielgrzymka papieża Jana Pawła II do Polski. Wizyta papieża wywołała nieopisany entuzjazm Polaków.” (https://polskieradio24.pl/39/156/Artykul/2322639,Dziewiec-dni-ktore-zmienily-Polske-Ostatni-dzien-pierwszej-pielgrzymki-Jana-Pawla-II)

Zgadza się. Słowa te jednak niedoskonale oddają ducha tych wydarzeń, całą intensywność i moc papieskich kazań i reakcję Polaków na nie. Nie będę próbował nawet. Byłem wtedy nieświadomym całej sytuacji, pryszczatym nastolatkiem. Słuchałem namiętnie 3 programu polskiego radia i kabaretu 60 minut na godzinę. Owszem, dzięki niepoprawności politycznej moich rodziców słuchałem często Wolnej Europy. Przeczytałem Mistrza i Małgorzatę. Wtedy albo wkrótce potem przeczytałem Herling-Grudzińskiego Inny świat. Powoli uświadamiałem sobie dramatyczne dzieje starszego pokolenia mojej rodziny, kresowych, powojennych wygnańców. Ale pojęcia nie miałem, co dzieje się w Kościele, kim jest Kardynał Wyszyński, tym bardziej Kard. Wojtyła. Ciekawe, że mimo braku więzi z Kościołem, zawsze miałem jakiś podświadomy szacunek do Księdza, do każdego Księdza.

Pierwsza pielgrzymka Papieża Polaka przeleciała nad moją głową prawie niezauważona. W 1978 r. bardziej mnie interesował Simon Templar, Cosmos 1999, pogańskie wierzenia Słowian i wikingowie z Wolina. Nie pamiętam nawet, kto napisał tę bzdurną książkę ani jej tytułu. Wystarczyła po prostu jako pretekst do zwołania podwórkowej bandy i latania po okolicy z kamiennym toporkiem. Taka pseudo-słowiańska wersja Tomka Sawyera. Prócz tego był jeszcze konflikt charakterologiczny z moim przyjacielem ze szkolnej ławy i oczywiście problem „trój” na świadectwach z ostatnich klas podstawówki.

Dlatego z własnego doświadczenia nic nie potrafię powiedzieć na temat atmosfery tamtych dni. Po raz pierwszy na żywo wysłuchałem kazania św. JPII w 1983 r. w Poznaniu. Nic z niego nie pamiętam. Pozostało mi tylko wspomnienie nieziemskiego upału, pociągu nabitego jak puszka sardynek, którym jechaliśmy do stolicy Wielkopolski ze znajomymi rodziców, potu ciurkiem ze mnie lejącego się i ze wszystkich wokoło, chronicznego braku wody, nieziemskich tłumów pędzonych jak bydło na handel, milicjantów na dachach z aparatami fotograficznymi i ogromnej przestrzeni Łęgów Dębińskich – oczywiście dopiero niedawno poznałem nazwę tego miejsca – i setek hektarów ludzkich głów, jak różnokolorowego stepu. Znaczenie pierwszej pielgrzymki papieskiej i kolejnych, jak również geniusz św. Wojtyły, dotarły to do mnie dopiero w 1991 r., w miarę uporczywej praktyki rachunku sumienia wg św. Ignacego z Loyoli, po ćwiczeniach duchowych tegoż, przyjmowania Eucharystii, medytacji Słowa Bożego, i po lekturze encyklik, bodajże Sollicitudo rei socialis i Laborem exercens. Wiedziałem, że Papież miał zwyczaj całowania płyty lotniska każdego kraju, który odwiedzał. Ale kiedy w czerwcu 1991 r. zobaczyłem jak klęka i pochyla się nad betonem Okęcia, po prostu zostałem powalony tą myślą o dziwnej mocy rażenia, że oto naszą ziemię całuje sam Zbawca, Syn Boży ... On sam w osobie swego Namiestnika stawia swoje kroki na naszej ziemi i zostawia ślady, trwałe ślady, których nie da się już wymazać. A miało znaczenie dla mnie niebotyczne, jako że dokładnie już poznałem losy mojej kresowej rodziny. Czułem ciężar tego ograbienia ich i tej powojennej mordęgi. Gest Ojca Św. był dla mnie gestem szacunku wobec niezagojonych, zakrytych i zakłamanych ran po zbrodniach dokonanych na Polakach i Polsce, gestem leczenia zakazanej pamięci. 

Kilka lat potem chciałem kupić biografię św. Wojtyły pióra George'a Weigle'a. Wziąłem ją z półki księgarskiej i przeczytałem ten fragment, w którym autor autorytatywnie stwierdzał: IV pielgrzymka Papieża w 1991 r. była najmniej udaną ze wszystkich. Myślałem że trzasnę tą cegłą w podłogę. Nie mam słów. Pseudo-katolicki sink-sank, jak mawia Marcin K, pod przewodnictwem Neuhause'a i tego drugiego, Michaela Novaka, który namawiał Papieża na legalizację chemii antykoncepcyjnej, przestał dla mnie istnieć.

W lipcu 1991 wzięliśmy ślub. W sierpniu było kolejne spotkanie z Papieżem, zjazd młodzieży na Jasnej Górze. Zamiast podróży poślubnej, pojechaliśmy do Częstochowy na prośbę naszych przyjaciół by pomóc w obsłudze międzynarodowego obozu przez kilka dni przygotowującego młodzież do spotkania z Papieżem. Dostaliśmy w kość. Upał, spartańskie warunki, nadmiar obowiązków i brak transportu pod Jasną Górę. Ledwo pamiętałem, o czym mówił Papież, w czasie Mszy Świętej. Wtedy w moim umyśle pozostał tylko obraz Niewiasty obleczonej w słońce, depczącej smoka i ta ogromna ikona jasnogórska na murach bastionu w czasie wieczornego rozważania apelowego, na które dotarliśmy z przedmieścia Częstochowy na piechotę. Wtedy po prostu zasnąłem w jakimś rowie w parku pod klasztorem i z tego apelu zapamiętałem tylko wielką ikonę Matki Bożej. Potem jak nałóg wracałem z trzęsawką do tych tekstów.

Obecny mój tekst to w zasadzie trzy cytaty z wywiadu rzeki Piotra Bączka z Romualdem Kukołowiczem, świeckim doradcą bł. Kard. Wyszyńskiego (W cieniu Prymasa Tysiąclecia). Kukołowicz był tym, który w 1949 r. stworzył grupę młodych świeckich ocaleńców, przeważnie z przeszłością konspiracyjną, którzy podjęli współpracę z Kardynałem Tysiąclecia. Zajmowali się propagowaniem społecznej Nauki Kościoła, lecz nie tylko. Pisałem o nim niedawno, w marcu tego roku:

http://magazynier.szkolanawigatorow.pl/wspoczesna-historia-polski-to-historia-koscioa-czyli-dr-romuald-kukoowicz .

Oto pierwszy cytat, wiersz napisany przez przyjaciela Kukołowicza, młodego dowódcy wileńskiego Związku Wolnych Polaków, aresztowanego przez Gestapo w 1942 r., Jana Mackiewicza, wiersz napisany w więzieniu, kiedy wszelkie szanse na odbicie znikły:

Trzy znam ja prawdy, oto one:

Ojczyzna, Naród, Chrystus Król,

Choć umęczone ciało skona,

Sam duch zwycięży poświst kul.

Jan Mackiewicz zginął. Jego czterowiersz stał się testamentem wojennego pokolenia, zwięzłą syntezą wszystkich wartości, jakimi karmili się wówczas młodzi, wileńscy katolicy zrzeszeni w Związku Wolnych Polaków. Było to "paliwo", które Kukołowiczowi i jego przyjaciołom dało "napęd" na długi marsz przez okupację, po okupacji przez „morze czerwone” stalinizmu, pozornej odwilży roku 1956, gomułkowszczyzny, gierkowstwa, przez czas walki o Solidarność, przez fatamroganę okrągłego stołu i lat późniejszych, kiedy po śmierci Kard. Wyszyńskiego jego służba stała się czymś niechcianym.

W 1972 r. Ks. Wyszyński przyznał mu formalny status swego osobistego doradcy. Stał się jego prawą ręką w kwestiach politycznych. 36 lat po śmierci swego przyjaciela, Jasia Mackiewicza, gdy Kard. Wojtyła został wybrany na kolejnego Papieża, pan Romuald spełnił kolejne ważne zadanie wobec Kościoła i Polski:

„Tego dnia (12 października 1978 r.) Kąkol (Kazimierz Kąkol, minister Urzędu d/s Wyznań, kolegi Kukołowicza ze studiów na UŁ, autor Spowiedzi pogromcy Kościoła wydanej w 1994 r.) zatelefonował do mnie, był wyraźnie czymś podniecony: - Romek chciałem z tobą jak najszybciej porozmawiać. Spotkaliśmy się w kawiarni. Kąkol natychmiast spytał się, kto zostanie papieżem. Kiedy powiedziałem, że Wojtyła, Kąkol strasznie się żachnął: Zwariowałeś.

– Nie, nie zwariowałem. A dlaczego chcesz to wiedzieć? – zapytałem.

Okazało się, że w Jabłonnie pod Warszawą była jakaś międzynarodowa konferencja. W dodatku min. spraw zagranicznych Józef Czyrek naciskał go, żeby przedstawił sytuację Kościoła w Polsce oraz przewidywania co do wyboru papieża. Kąkol nie miał już czasu i umówiliśmy się na dłuższą rozmowę wieczorem. Doszło do gwałtownej, momentami wręcz burzliwej dyskusji. Powiedziałem, że po śmierci JPI nastąpił kres wiekowej dominacji papieży pochodzących z Włoch. Historia wymaga nowego człowieka. Są trzy możliwości – Niemiec, Amerykanin i Polak. Jednak wybór Niemca na Stolicę Piotrową byłby, ze względu na niezabliźnione rany z czasów wojny, bardzo źle przyjęty. Amerykanin postrzegany jako przedstawiciel najpotężniejszego kraju kapitalistycznego, spotęgowałby jeszcze bardziej ataki na Watykan. Czyli pozostaje Polak. Prawdopodobieństwo tego wyboru zwiększają ogromnie straty Polski w czasie ostatniej wojny, duża i żywa religijność Polaków oraz znajomość realiów życia w komunizmie. Kandydatów z Polski było dwóch – Wyszyński i Wojtyła. Jednak przed odlotem na konklawe Ksiądz Prymas powiedział nam, że nawet gdyby został wybrany to, ze względu na podeszły wiek, nie przyjmie tej godności. Dodałem jeszcze, że istnieje pewien zwyczaj watykański. Osoby, które są typowane na Namiestnika Piotrowego, proszone są o prowadzenie rekolekcji w Rzymie. Kardynał Wojtyła prowadził je dwa lata wcześniej.

Uczciwie muszę stwierdzić, że to właśnie dzięki Kąkolowi uczestniczyłem, razem z żoną w uroczystościach inauguracji pontyfikatu JP II. Oboje dostaliśmy imienne zaproszenia do Watykanu, nie mieliśmy jednak paszportów. O pomoc zwróciliśmy się do księdza biskupa Bronisława Dąbrowskiego – sekretarz Episkopatu Polski, który rozegrał to z dużym mistrzostwem dyplomatycznym. Zatelefonował do Kąkola.”

Kąkol był zdziwiony, że p. Romuald nie zwrócił się do niego osobiście, na co Kukołowicz odrzekł, że spraw służbowych nie załatwia przez znajomości. Oczywiście Kukułowiczowie otrzymali paszporty, skierowanie do ambasady włoskiej po wizę i informację o locie do Rzymu o 23 w nocy. Pani Kukołowicz przeraziła się tempem przygotowań i brakiem czasu na wizytę u fryzjera.

„Wylądowaliśmy w na lotnisku wojskowym w Ciampino, gdzie czekał na mnie ksiądz biskup Szczepan Wesoły. Odwiózł nas do hotelu Marco Polo. Rano pojechaliśmy do siedziby Księdza Prymasa. Bardzo się ucieszył, że udało się nam dostać do Rzymu. Troskliwie spytał się, czy jedliśmy już śniadanie. Po posiłku zwrócił się do nas: - A teraz pojedziecie na Via Carioli do ambasady polskiej. Nie wiecie, czy panowie Jabłoński i Kąkol przybyli do Rzymu?

– Chyba tak – powiedziałem.

Romku, w tej sytuacji twoim zadaniem jest nakłonienie władz do zaproszenia Ojca Świętego do Polski.

Żachnąłem się: – Jak to zrobić?

– To jest już Twoja głowa, musisz podjąć rozmowy z jakimś przedstawicielem władz – zakończył rozmowę.

W portierni ambasady przedstawiłem się, poprosiłem o rozmowę z ministrem Kąkolem. Czekaliśmy dłuższy czas. Kiedy zaszedł do nas, powiedziałem:

– Kazik, przyjechałem na prośbę Księdza Prymasa.

– A co chodzi – zdziwił się.

Zacząłem niewinnie: – Mam taką drobną sprawę …

Kąkol uspokojony spojrzał na nas ze współczuciem: – To musiał aż przysłać was.

– Tak, ponieważ delegacja rządu ma już wyznaczoną audiencję – odparłem. – Dlatego Ksiądz Prymas wyraża prośbę, aby przy tej okazji przedstawiciele rządu PRL zaprosili papieża do Polski.

Kąkol z wrażenia aż podskoczył na krześle: – Zwariowałeś, przecież bez zgody Moskwy nie można tego zrobić.

Zachowałem spokój: – Może i zwariowałem, ale sprawa zgody Moskwy jest już problemem rządu, a nie Księdza Prymasa.

Kąkol nadal był stanowczy: – Nie, nic z tego nie będzie.

W tym momencie zmieniłem styl: – Kazik, pozwól, że zwrócę się do Ciebie oficjalnie. Panie ministrze, pragnę przedstawić urzędową prośbę Księdza Prymasa, którą składam na Pana ręce. Prosimy również o szybką odpowiedź, gdyż Ksiądz Prymas chciałby decyzję rządu przedstawić Ojcu Świętemu, żeby wiedział jak ma zachować się w czasie wizyty.

Kąkol popatrzył na mnie uważnie: – To co, szantaż?

– Nie, dobrowolny przymus – odparłem dyplomatycznie – Czy Polak został Papieżem? Został. Czy jest obywatelem Polski? Jest. Czy w momencie, kiedy zechce przyjechać do Polski, zamknięcie granice? Po co chcecie robić sobie kłopoty? Co zrobicie, gdy wyląduje na Okęciu bez oficjalnej zgody rządu?

Kąkol wyraźnie spuścił z tonu: – Nie mogę dać wiążącej odpowiedzi, muszę się porozumieć z Jabłońskim i Warszawą.

Przed rozstaniem ustaliliśmy tylko dalszy tok postępowania.

Podczas oficjalnego spotkania wszyscy mogli dowiedzieć się, że Jan Paweł II wyraził wielkie pragnienie odwiedzenia Polski. Przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński odpowiedział, że dla władz PRL byłby to wielki zaszczyt, ale ponieważ taka wizyta wymaga całej procedury dyplomatycznej, to szczegóły zostaną ustalone później.

Po powrocie do kraju poszliśmy do Kąkola podziękować za pomoc w załatwieniu paszportów i dowiedzieliśmy się jak to wyglądało. Jabłoński przestraszył się i nie chciał podejmować żadnej decyzji. To było dla niego charakterystyczne, bo był strasznie bojaźliwy i zawsze kiedy należało podjąć jakieś ważniejsze kroki odchodził na zwolnienie chorobowe. Teraz nie mógł tego zrobić, czekał więc na decyzję z kraju. Jednak również w Warszawie wpadł w popłoch i nie wiedzieli co robić. Dopiero chyba Jaroszewicz, którzy był bardziej śmiały, podjął tę decyzję.”

 



tagi: romuald kukołowicz  i. pielgrzymka św. jana pawła ii do polski  bł ks. prymas  kazimierz kąkol  henryk jabłoński 

Magazynier
11 czerwca 2020 20:28
15     1326    12 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Magazynier @Magazynier
11 czerwca 2020 21:03

Tu http://idziemy.pl/kosciol/duch-swiety-nad-polska/23807/1/

w pierwszym akapicie jeszcze kilka innych szczegółów zakulisowych przygotowań i sporów z ekipą Gierka.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Magazynier
12 czerwca 2020 00:33

Góra stoi.

Zwornikami.

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @Magazynier
12 czerwca 2020 09:19

Dzięki za przypomnienie ważnego kawałka historii KK polskiego.

PS. Św. Jan Paweł II pojechał BEZ oficjalnego zaproszenia tamtejszego rządu i prezydenta jak najbardziej antyklerykalnego- do Meksyku w styczniu 1979 r.. Pojechał "na wizę turystyczną". Od razu złamał miejscowe przepisy, bo pojawił się w sutannie, która była wówczas w miejscu publicznym zakazana. Przywitało go w Mexico City jakieś 4 mln Meksykanów. Łącznie chyba kilkadziesiąt milionów, bo był tam kilka razy.Wielbią Go do dzisiaj.

PS2. Książka George'a Weigla była jedną z bardzo wielu biografii św.Jana Pawła II wydanych w USA. Wszystkie pozostałe napisali eskimosi:)) Na tle ich produktów książka Weigla jest bardzo "porządna". Niektóre z nich zostały przetłumaczone na język polski. Generalnie- najwięcej biografii św. Papieża napisali ateiści w celu zneutralizowania siły Jego rażenia.

Poniżej linki do bardzo rzadkich filmów z pierwszej wizyty św. Jana Pawła II do Meksyku w styczniu 1979 r. Niestety tylko po hiszpańsku ale obrazki zupełnie wystarczą.

 

https://www.youtube.com/watch?v=dA8XzFLLBv0
https://www.youtube.com/watch?v=JtGKpfEFVUA

https://www.youtube.com/watch?v=obDliUTU1x4

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @pink-panther 12 czerwca 2020 09:19
12 czerwca 2020 10:13

Dzięki. Możliwe że biografia Weigle'a jest jedną z porządniejszych, ale ja rzecz jasna mam wygórowane wymagania. Tym nie mniej skrzywienie liberlno-katolickie niestety wzięło górę w tym fragmencie na który się natknąłem. 

"Najwięcej biografii św. Papieża napisali ateiści w celu zneutralizowania siły Jego rażenia."

Poza tym kto by katolowi zapłacił za taką biografię? Musiałby mieć układy z jakimś sink-sankiem, a wiadomo że globalsi zapłaciliby mu najwyżej gdyby się zeszmacił.  

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @MarekBielany 12 czerwca 2020 00:33
12 czerwca 2020 10:23

Zgadza się.

Tyle że erozja nieco narusza jej zbocza. Stają się za bardzo obsuwiste, gdy skały trzymające jej kształt przyjmują profil wsiowego ostańca, gdy bezwiednie wchłaniają w siebie kwaśne opady atmosferyczne i zdradliwe utleniacze, gdy nie potrafią odróżnić czystego wiatru od powiewów smogu. Tym sposobem zmniejsza się fauna i flora oddająca cześć Stwórcy pośród jej grani. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Magazynier
12 czerwca 2020 14:25

Które coraz bardziej wysycha. Jeszcze jest rodzina i IPN

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @Magazynier
12 czerwca 2020 21:02

"Byłem wtedy nieświadomym całej sytuacji, pryszczatym nastolatkiem". A ja byłam dorosłą młodą kobietą i ....przebudziłam się. JP2 zmienił mój pogląd na świat i wszystko związane z historią....To były niezapomniane wzruszające chwile.< Pierwszą noc w Krakowie Papież spędził w swoim dawnym pokoju przy Franciszkańskiej. >Wróciłam do domu pieszo z przyjaciółmi o godzinie czwartej nad ranem... Kto był pod pałacem Biskupów na Franciszkańskiej..to wie jaka była tam atmosfera.Nie zaważaliśmy na dziwnych panów fotografujących wszystko i wszystkich. Płakaliśmy,radowaliśmy się,śpiewaliśmy i rozmawialiśmy z Papieżem... Mieszkam " rzut beretem od Błoń Krakowskich... Za każdym razem,w moim mieszkaniu pokotem spała rodzina i przyjaciele,którzy tłumnie chcieli powitać Papieża... "Nasze miasto",ta pani red.ładnie spróbowała opisać wspomnienia z tamtego okresu... i dziękuję,że pan opisał o kulisach zaproszenia JP2 do Polski...

https://krakow.naszemiasto.pl/jan-pawel-ii-w-krakowie-wspomnienie-gdzie-byl-z-kim-sie/ar/c1-2839638

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @BTWSelena 12 czerwca 2020 21:02
12 czerwca 2020 22:50

Bardzo proszę. Teraz musimy odsupłać te emocje. I przejść do konkretów, do wzoru zarządzania wspólnotą, jaki zostawił św. JP II. Nauczanie trzeba przypominać sobie cały czas i sięgać do jego tekstów źródłowych, Wykłady Lubelskie, Osoba i czyn, encykliki, w ich świetle czytać encykliki. I uświadomić sobie nieuniknione braki tego świętego człowieka. Jakie? Lekko tylko krytyczne powtarzanie kołłątajowskiej hagady na temat złej szlachty i dobrego włościaństwa, z pominięciem arystokracji do której Ks. Hugo chorobliwie aspirował. Św. Wojtyła tylko lekko skorygował mity oświeceniowe w Pamięć i tożsamość. W sumie duchowni wciąż jeszcze muszą się uginać pod brzemieniem tych samych propagandowych gniotów, co większość Polaków. To duchowni powinni dać przykład trzeźwego podejścia do pseudo-patriotycznych haseł Kołłątaja, Staszica, Wybickiego, polskich socjalistów, Piłsudskiego i Dmowskiego. To oni powinni zacząć pisać polską historię na nowo. To oni powinni wydobyć to co najwartościowsze, np. tradycję polskiego ziemiaństwa.

I owszem, posoborowa otwartość na świat jest czymś wartościowym, ale nie otwartość na nieumiejętnie kamuflowany bandytyzm lub kolaborację z ośrodkami władzy niejawnej. Otwartość na świat przejawi się w sprawiedliwej ocenie takich sceptyków stojących z boku Kościoła jak Korwin-Milewski i Małyński. Ucieczka od zrozumienia polityki i ekonomii ze strony duchownych jest w sumie zawężeniem horyzontów poznawczych.  

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @Magazynier 12 czerwca 2020 22:50
13 czerwca 2020 00:15

Dobrze to pan ujął... jaka szkoda ,że mnie zostało tak mało czasu... bo nadzieja we mnie tkwi nieustanna -jeszcze ujrzeć, chociaż część "wzoru zarządzania wspólnotą"... Już tyle lat upłynęło od pierwszej wizyty św.JP2...ponad czterdzieści.... a nas dalej karmią papką niestrawną...niesprawne palanty(przepraszam).To gorycz,bo tyle straconych nadziei. Wreszcie usłyszałam to co chciałam usłyszeć...I dlatego tutaj jestem i czytam absolutnie wszystko.....wielkie dzięki,bo mnie pan absolutnie wzruszył.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @BTWSelena 13 czerwca 2020 00:15
13 czerwca 2020 11:03

Rozumieme panią dokładnie. Pocieszę panią i siebie samego, że ilość czasu nie jest ważna. Ważniejsza jest intensywność treści który ją wypełni. Modlitwa i umartwienie. W zasadzie to co nas spotyka, te ciekawe czasy to już wystarczające umartwienie. Chroniczny brak stabilności i bezpieczeństwa. Pogłębiający się brak bezpieczeństwa.

Nie widzę innej drogi jak tylko skoczyć w przepaść. W zasadzie już lecimy w dół. Do tego staram się dodać modlitwę o wiarę, nadzieję i miłość, żeby ten lot i te umartwienia nie poszły na marne.

Od jakiegoś czasu modlę się z żoną o szkoły kościelne. Sytuacja szkolnictwa, również wyższego wygląda tak, że za kilka lat, żeby cokolwiek zostało z Polski, będzie potrzeba takich szkół. Podobnych do toruńskiej, ale powołonych przez inne podmioty. 

Co będzie, nie wiem. Mam jednak nadzieję i ufność.

Zaś duchowni są tacy jak naród. A jest to naród o amputowanej arystokracji, najpierw przez korupcję i targowicę, potem przez uczynszowienie chłopów (stworzenie wolnych najmitów), potem przez parcelację i socjalizm, w końcu przez stalinizm. Wychowanie w rodzinie ziemiańskie, arystokratycznej daje zupełnie inny ogląd na zarządzanie, na odpowiedzialność za średnich i ubogich. Mimo biedy bł. Wyszyński otrzymał jednak takie wychowanie od swojego ojca, arystokratę ducha, a potem od swoich wychowawców w seminarium włocławskim, podobnie św. Lolek od podoficera armii austriackiej rozumiejącego dynamikę porządku, potem od profesorów gimnazjalnych na poziomie akademickim, w końcu od Kard. Sapiehy, księcia Kościoła, co się zowie.

Cokolwiek tam gadają w Krakowie o Jędraszewskim, on też ma coś z tego. Ale ma bardzo trudną sytuację przede wszystkim w prezbiterium. Wtyki robia mu koło pióra, jaże furcy. 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @Magazynier
13 czerwca 2020 13:20

Piękna notka - prawie spowiedź. Dziękuję.

Nie wiem co napisać. Może taki fragment, który mnie urzekł.

Ks. Wacław Bliziński – „Wspomnienia z mego życia i pracy”.

Ksiądz Wacław Bliziński był postacią niezwykłą. Postawiony wobec wyzwań nie tylko misyjnych, ale także ekonomicznych, stworzył z podupadającej wioski Lisków niedaleko Kalisza, ośrodek spółdzielczości i oświaty, emanujący na całe województwo i na cały kraj. 

Myśl z książki:

Człowiek może więcej zrobić niż myśli, niż początkowo zamierza, bo projekty, potrzeby, zamiary, jedne drugie wywołują, należy tylko z wytrwałością, niemal z uporem do pracy przystępować, niczym się nie zrażając. A przyczyn niepowodzenia nie w innych, nie w przeszkodach zewnętrznych, a w sobie samym szukać i je niweczyć. Świat ani ludzie nie są tak źli, jak często ludzie zgorzkniali, zgryźliwi, a przede wszystkim sybaryci o sobie tylko myślący, opowiadają. Często nawet ci, na których nie liczyłem, widząc dobre poczynania i dobre w niej intencje czym mogli pomagali, bo jednak nie tyle zło, ile dobro ma w sobie magnes przyciągający, skupiający, powiększający siły i skutki.

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @Magazynier
13 czerwca 2020 13:22

Piękna notka - prawie spowiedź. Dziękuję.

Nie wiem co napisać. Może taki fragment, który mnie urzekł.

Ks. Wacław Bliziński – „Wspomnienia z mego życia i pracy”.

Ksiądz Wacław Bliziński był postacią niezwykłą. Postawiony wobec wyzwań nie tylko misyjnych, ale także ekonomicznych, stworzył z podupadającej wioski Lisków niedaleko Kalisza, ośrodek spółdzielczości i oświaty, emanujący na całe województwo i na cały kraj. 

Myśl z książki:

Człowiek może więcej zrobić niż myśli, niż początkowo zamierza, bo projekty, potrzeby, zamiary, jedne drugie wywołują, należy tylko z wytrwałością, niemal z uporem do pracy przystępować, niczym się nie zrażając. A przyczyn niepowodzenia nie w innych, nie w przeszkodach zewnętrznych, a w sobie samym szukać i je niweczyć. Świat ani ludzie nie są tak źli, jak często ludzie zgorzkniali, zgryźliwi, a przede wszystkim sybaryci o sobie tylko myślący, opowiadają. Często nawet ci, na których nie liczyłem, widząc dobre poczynania i dobre w niej intencje czym mogli pomagali, bo jednak nie tyle zło, ile dobro ma w sobie magnes przyciągający, skupiający, powiększający siły i skutki.

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @Magazynier 13 czerwca 2020 11:03
13 czerwca 2020 15:59

Jeszcze pana ponudzę chwilkę.....

" Chroniczny brak stabilności i bezpieczeństwa." - to prawda,lecz ja nie widzę powodów,aby skoczyć w przysłowiową przepaść,lub lecieć głową w dół.Czepam się nadziei,bo Polska to nie nasz okaleczony,zdeprawowany sąd,gdzie wchodząc trzeba od razu porzucić nadzieję. Jest tysiące rozsądnych,mądrych ludzi--tylko tak trudno przebić się z mądrym przesłaniem. I wie pan to nie może być pojedyńczy człowiek ,tylko grupa ludzi....Bo tak sobie myślę,że grzech pychy nie jednego wodza zgubił...jak pokazuje historia....

Co do szkolnictwa,to ma pan 100% rację...mamy potężną wyrwę.Sowieci i Niemcy pozbawili nas elity nauczycieli,profesorów,mordując z premedytacją.Resztki co się uratowały,zesłane za przeproszeniem na zadupie,lub pilnowane na uczelniach.Zastąpiono ich pośpiesznie ludźmi z prowincji,nijakich,bez charakteru z przyśpieszoną maturą,lub nawet o zgrozo z nauką pośpieszną poprawnego czytania i pisania.Pobudowano im bloki,z wygodnymi sraczykami i ciepłą wodą co wydawało im się pałacem. A wdzięczność i służalczość dla władzy ludowej była ogromna...Ich dzieci to już inna sprawa,następne pokolenie,inaczej już podchodziło do wykształcenia i wcale niźle młodzież została wykształcona zawodowo.Lecz wspólny mianownik był taki sam.Ta nowa inteligencja nie wyniosła żadnych wartości z domu...ta sama uzależniona służalczość...Okaleczyli i zakłamali nam młodzież i historię... Matko jedyna ,jest tyle do zrobienia ,a tu larum grają...

Co do Arcybiskupa Jędraszewskiego,to "podpadł światu z dwóch powodów,a największym jego" grzechem" ,to chyba krytyka tej nieszczęsnej ,aktywistki Grety Thunberg,więc ruszył łomot na wszystkich frontach.To rocznik 1949 o silnym kręgosłupie...

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Andrzej-z-Gdanska 13 czerwca 2020 13:22
13 czerwca 2020 16:47

Dzięki. Pointa właściwa. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @BTWSelena 13 czerwca 2020 15:59
13 czerwca 2020 16:51

Zgadza się: tylko grupa ludzi. 

"jest tyle do zrobienia ,a tu larum grają..." W tym też są pewne zyski ;-) Co do edukacji, to po prostu Kościół trzeba odbudowywać.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować