O słuchaniu i odzyskanym królestwie
Po długich latach męki, szkodliwej dla zdrowia zwłaszcza dla mojej żony, w zakładowym pokoju z łazienką, czyli w budynku, wynajmowanym młodym pracownikom przez moją korporację, udało mi się kupić własne mieszkanie. Długa historia. Dzięki ulgom wprowadzonym przez AWS stać mnie było na wykupienie całkiem przyzwoitego metrażu na własność.
Wprowadzenie się do nowego mieszkania było niebywałym wysiłkiem sportowym. Uczestniczyła w tym cała ekipa moich znajomych, ale raczej nie z mojego miejsca pracy. Przeprowadzka była błyskawiczna. Mimo zmęczenia, to była radość, prawdziwa radość, nowe życie, nowy wiatr w żagle. Nadto kolejną radością było porządkowanie i urządzanie nowego mieszkania. Dostałem naprawdę kopa i jak tylko odzyskałem siły, a stało się to nieprawdopodobnie szybko, zacząłem biegać po pobliskim lesie, przypominając sobie dawny, krótki, kilkumiesięczny trening kyokushinkay, improwizując amatorskie ćwiczenie szermiercze, rozciągając się, robiąc pompki, itp. To było lato, piękny nieupalny sierpień'2004.
Na trzeci-czwarty dzień po przeprowadzce, gdy z grubsza wszystkie meble były ustawione, łącznie z naszymi dwoma fotelami, wchodziłem po schodach w stanie rzekłbym odmiennego stanu świadomości. Zbliżałem się do moich drzwi, schodek po schodku, mając wizję przedziwną, ale przewidywalną.
Zahipnotyzował mnie bowiem zwiastun Władcy pierścieni, zwłaszcza scena gdy drużyna idzie ośnieżonym grzbietem tych nowozelandzkich gór. Do tego momentu, szczerze pogardzałem kinem, wyrzekłem się go całkowicie. I nagle, bach. Ta krótka scena obudziła we mnie dawny głód gór, na studiach zaliczyłem kurs skałkowy, świeżego powietrza, którego w zakładowym mieszkaniu nad ruchliwą ulicą nie było wcale, i ćwiczenia swojego ciała na przyrodzie. Oczywiście sięgnąłem znowu po doznania kinowe w formie dysków cd, po bardzo długiej przerwie, w czasie której moja wyobraźnia, karmiła się tylko kontemplacją poszczególnych obrazów i scen z życia Odkupiciela.
Stało się to jeszcze w naszych zakładowych kazamatach. W owym „okresie błędów i wypaczeń” udawało mi się wyrywać z zaduchu miejskiego rowerem, często też z żoną, która bardzo tego potrzebowała, ale brakło jej sił na długie wycieczki. Dlatego czasem sam wyprawiałem się daleko poza miasto. W nowym mieszkaniu mieliśmy luksus powietrznej świeżyzny, a nawet po upalnych dniach dosłownie sosnową inhalację z sąsiedniego gospodarstwa leśnego. Nie musiałem wyprawiać się daleko by konsumować czar lasu, tak umiejętnie podany przez Petera Jacksona.
Marzenie, które pojawiło się, gdy powoli kontemplowałem schodek po schodku podejście pod moje mieszkanie, marzenie to bynajmniej nie podsuwało mi czaru lasu. Pewnie dlatego, że był blisko. Widziałem natomiast w mojej wyobraźni psa, który biegł przede mną, razem z kudłatym chłopcem, a raczej hobbitą, który otwierał drzwi, a dalej jakby przez uchylone drzwi widziałem mój fotel, a w nim siwobrodego starca, czyli tolkienowskiego maga-druida, podpierającego głowę na dłoni, z łokciem spoczywającym na poręczy fotela, jakby czekającego na mnie, by mnie wysłuchać.
Ponieważ z małżonką prowadzimy intensywne życie małżeńskie – wspólne modlitwy, kłótnie, pojednania, dialogi, nie tylko o naszych sprawach, ale i o ojczyźnianych, radiomaryjowych, blogerskich i globalnych – nie miałem czasu, ani nawet jakiejś potrzeby powrotu do tego widziadła. Zastąpiło je pisarstwo, próba napisania dalszego ciągu Władcy pierścieni jako korekty majaków Tolkiena, napisanych przede wszystkim z potrzeby portfela, pewnie z nadzieją zyskania kasy na publikację, o której marzył, którą ledwie naszkicował w tzw. „Notion club papers”, a przez którą którą chciał być może ostatecznie dowalić imperium nie znającego łez ani litości, imperium druidyczno-normańskiego. Dużo radości sprawiła mi ta praca pisarska, a jeszcze więcej krótki i błyskawiczny osąd mojego znajomego, która ocenił ją łagodnie rzecz ujmując jako „łajno na patyku”. Zastopował tym samym moje plany publikacji tej korekty. Inna sprawa że zacząłem mieć wiele wątpliwości co do szansy na sensowną korektę produktu Tolkiena. Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że w zasadzie wszelkie sequele do niego, będą wbrew moim intencjom promocją imperium. Zbiegło się to z odkryciem blogu Coryllusa i jego refleksjami nad Tolkienem i Steinerem. Wtedy byłem przytomny raczej nieuleczalnego pozytywizmu brytyjskiej propagandy, w przedziwny sposób splecionego z demonolatrią czyli druidyzmem, który to węzeł coraz wyraźniej wychylał się z pozornie niewinnej tolkienowskiej mitologii dla podstarzałych chłopców w krótkich spodenkach. Bardziej myślałem o ideologii napędzającej imperium niż o samej organizacji.
Widzenie druida w moim fotelu, słuchającego mnie, czerpało nie tylko z Władcy pierścienia. Postać czekającego na mnie w fotelu, gotowa mnie wysłuchać w mojej wyobraźni związana była również z ćwiczeniami duchownymi św. Igancego Loyoli, czyli ze szkołą pobożności, która „postawiła" mnie na moje „obie nogi”, ratio et fides, a może raczej pozwoliła im się rozwinąć jak skrzydłom. Tak, to nie pomyłka, ćwiczenia duchowa okazały się szkołą nie tylko fides, ale i ratio. Ciągle lecę mocą Chrystologii i reguł rozeznawania duchów św. Ignacego. Po drodze zgarnąłem reguły św. Jana Ewangelisty, św. Tomasza z Akwinu i św. Jana od Krzyża. Reguły rozeznawania duchów stały się dla mnie również regułami rozeznawania znaczeń. Do tego doszła Szkoła nawigatorów.
Skąd w tej igancjańskiej szkole postać słuchającego? Z kierownictwa duchowego, z długiej praktyki korzystania z niego aż do czasu obecnego. Swoją drogą, zobaczcie państwo jak diabelstwo potrafi wykorzystywać obrazy i symbole z Bożego nadania. Gandalf, czy może, nie daj Boże, sam Ian MacKellen, wcisnął się bowiem w siedzisko należne nie tylko Bożemu słudze, ale wręcz samemu Słowu Wcielonemu.
Oto trzy moje teksty (medytacje), które jak mi się zdaje najlepiej oddają czym jest dla mnie słuchanie i kierownictwo duchowe. Podaję je tu nie do podziwiania, bo są takie sobie, może niezłe ale i niedoskonałe, po prostu proza medytacyjna z niby-stroficznym układem słów. Podaję je jako corpus delicti. Daty tych kompozycji pokazują, że duchowy dialog z kierownikiem duchowym i z samym Synem Człowieczym miał ugruntowane miejsce w moim umyśle grubo ponad dekadę przez przeprowadzką i tolkienowską zwidą.
Pierwsza medytacja i razem wyznanie, bez tytułu, żadna z nich nie ma tytułu, cyferki w nawiasie na końcu do data skomponowania jej:
Moim wierszem jest Chrystus.
Ścigam go po tropach słów
i gestów, goniąc blednące kształty
obrazów. A przecież słowa są tak
wyraźne. Tak wyraźnie i wyzywająco
siedzi na przeciw mnie
w fotelu i słucha ze spokojem.
A ja mówię i gadam.
Jak nieprzytomny talefax,
składam podania i wydruki,
które On ujmuje w dłonie
uważnie i delikatnie jak kwiaty (03.95)
Druga medytacja-wyznanie:
Wiem
że cokolwiek wymówię
Ty będziesz uważnie słuchał
zawieszony na moim słowie
jak szerokoskrzydły
na wstępujących
prądach swej myśli
jak ojciec
jak góra
Wystarczy że
wsłuchamy się
w prądy
naszego milczenia
a ścieżka odsłoni się
odkryje (02.95)
Trzecia:
O nic nie muszę się martwić
ząb boli mnie i cóż z tego
mogę pójść do dentysty
lecz po co
umysł krwawi mi
jak co niedziela
mogę pójść do analityka
lecz ten w niczym mi nie pomoże (03.92)
Wczoraj byłem na Mszy Świętej. Z całym polskim Kościołem odmówiłem i przemedytowałem akt odnowienia poświęcenia naszej ojczyzny, mojego małżeństwa, rodziny i samego siebie Najświętszemu Sercu Zbawiciela. Piękna modlitwa, piękne treści. Poświęcenie tak naprawdę oznacza intronizację. Chilijski franciszkanin, zapomniałem jego nazwiska, który propagował tę praktykę pośród rodzin, początkowo nazwał ten akt intronizacją, poddaniem władzy odwiecznego Króla. Św. Józef Pelczar tego słowa nie zmienia, jego akt oddania się władzy Serca Odkupiciela jest intronizacją. A ponieważ akt ten dotyczy małżonków, ludzi którzy są razem, a przynajmniej powinni być, Serce Zbawcy i Jego władza oznacza, iż On słucha jako Bóg i jako człowiek, i razem wzywa swoim Słowem do wzajemności, do naśladowania Go w słuchaniu.
Tym sposobem odzyskuję królestwo, moje miejsce w nim, w królestwie, które jest ... ludzkim Sercem Zbawcy i Jego Boskiej Osoby w Jego Sercu obecnej. Tak, On jest królem i razem królestwem. Zaś ono ma swój przyczyłek w naszych fotelach, mojej żony i moim. Ledwo to do mnie dociera, ale twarz mojej żony, przecudnie uśmiechnięta - naprawdę uśmiech mojej żony jest po prostu nieziemski - albo zamyślona, poważna, albo cierpiąca, zasmucona, jest w zasadzie twarzą Zbawcy. Mieszka on bowiem w jej duszy i ciele. Nadto zasiada w tym naszym fotelu, który w naszym byciu razem, gadaniu i słuchaniu, jest namiastką królewskiego tronu, tronu Tego, który słucha … i wzywa.
Ps. Ciekawe, że do tej pory nie spotkałem się z żadnym łacińskim tekstem, który nazywałby Zbawcę imperatorem/cesarzem. Pantokrator to słowo greckie. Chyba że państwo znacie jakiś zachodni, katolicki tekst odnoszący imperatorski tytuł do Zbawiciela.
tagi: słuchanie serce zbawcy tolkien mieszkanie
![]() |
Magazynier |
12 czerwca 2021 16:03 |
Komentarze:
![]() |
Magazynier @Alberyk 12 czerwca 2021 17:01 |
12 czerwca 2021 17:52 |
Et bonum universalis :-))
![]() |
Magazynier @Wrotycz1 12 czerwca 2021 20:53 |
12 czerwca 2021 21:26 |
Dzięki. Odwzajemniam linkiem do medytacji o wezwaniu odwiecznego Króla św. Igancego http://www.madel.jezuici.pl/inigo/ignacy_cd.htm#_Toc11055027
![]() |
pink-panther @Magazynier |
13 czerwca 2021 10:59 |
"Hiszpański franciszkanin" był "chilijskim franciszkaninem' Mateo Crawley- Boevey z mieszango małżeństwa angielskiego pracownika banku w Chile i córki sędziego Sądu Najwyższego Chile. Ojciec nawrócił się z anglikanizmu na katolicyzm.
Urodził się w 1875 r. co prawda w Arequipa w Peru ale żył w Chile. Wstąpił do zakonu sercanów białych w 1891 r. a w 1898 przyjął święcenia kapłańskie. Po trzęsieniu ziemi w Santiago de Chile, gdzie założył szkołę, wyjechał do Europy i nawiedził Paray - Le- Monial miejsce objawień Najświętszego Serca Pana Jezusa św. Małgorzacie Marii Alacoque.
Od Papieża Piusa X dostał zezwolenie i gorące poparcie dla szerzenia kultu intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa. Potwierdził to bardziej uroczyście papież Benedykt XV w Acta Apostolica Sedis 6 maja 1915 r.
O. Mateo prowadził w tej sprawie wielką akcję na całym świecie.
Co ciekawe, przed nim dwukrotny prezydent Ekwadoru Gabriel Garcia Moreno "dokonał poświęcenia Ekwadoru Najświętszemu Sercu Chrystusa Króla" w 1873 r. W roku 1875 został zamordowany w wyniku zamachu przeprowadzonego przez loże masońskie - odspawane chwilowo od władzy. Próbowali spalić obraz przedstawiający Chrystusa Króla z berłem i kulą ziemską, na której zaznaczony był Ekwador. Dwukrotnie.
M.in w jej efekcie w roku 1919 król Hiszpanii Alfons XIII "odczytał przed Najświętszym Sakramentem akt poświęcenia Hiszpanii Najświętszemu Sercu Pana Jezusa na wzgórzu Cerro de los Angeles (wzgórze Aniołów), gdzie powstało sanktuarium Chrystusa Króla i figura na wysokiej kolumnie. W dniu 23 lipca 1936 r. republikanie próbowali zdobyć Wzgórze , którego bronili katolicy. Wzgórze zostało zdobyte, katolicy zamordowani a figurę Chrystusa Króla młodzi aktywiście republikańscy próbowali "rozstrzelać" a następnie wysadzili. Generał Franco odbudował ją w 1960.
Jak widać, wokół intronizacji Chrystusa Króla dzieje się bardzo wiele.
![]() |
Magazynier @pink-panther 13 czerwca 2021 10:59 |
13 czerwca 2021 11:10 |
Podobnie i w naszej Ojczyźnie. Łącznie z akcją podważania prawowierności intronizacji Serca Zbawcy, będącej jakoby niebibijną i nieprawowierną, jakoby będącej sabotażem masońskim w Kościele.
Piękne dzięki za faktografię.
![]() |
atelin @Magazynier |
13 czerwca 2021 13:11 |
"Tym sposobem odzyskuję królestwo, moje miejsce w nim, w królestwie, które jest ... ludzkim Sercem Zbawcy i Jego Boskiej Osoby w Jego Sercu obecnej. Tak, On jest królem i razem królestwem. Zaś ono ma swój przyczyłek w naszych fotelach, mojej żony i moim. Ledwo to do mnie dociera, ale twarz mojej żony, przecudnie uśmiechnięta - naprawdę uśmiech mojej żony jest po prostu nieziemski - albo zamyślona, poważna, albo cierpiąca, zasmucona, jest w zasadzie twarzą Zbawcy. Mieszka on bowiem w jej duszy i ciele. Nadto zasiada w tym naszym fotelu, który w naszym byciu razem, gadaniu i słuchaniu, jest namiastką królewskiego tronu, tronu Tego, który słucha … i wzywa."
Mam taką samą żonę, gratulacje.
![]() |
Magazynier @atelin 13 czerwca 2021 13:11 |
13 czerwca 2021 13:23 |
Super! Chwała Bogu! Dziewczyny są jednak bezcenne.
![]() |
pink-panther @Magazynier 13 czerwca 2021 11:10 |
13 czerwca 2021 18:37 |
W czasie II RP masoneria szalała , więc nie było "atmosfery" a obecnie, po zalegalizowaniu różnych B'nai B'rith jest dokładnie to samo. "Nie ma atmosfery".
Przyznam, że dopiero Pana notka zmobilizowała mnie do poszukiwań "w temacie" historii intronizacji. I pełne zaskoczenie. Intronizacja od samego początku miała ofiary i to ofiary śmiertelne. I przeciwnika w postaci dobrze ustawionych w polityce poszczególnych krajów - masonów. Bardzo wiele mówi dokładna biografia O. Mateo, który w trakcie swojej misji rozpowszechniania idei intronizacji Chrystusa Króla miał wiele nawróceń i to niejednokrotnie wśród masonów. No i trafił się taki, który z własnej woli przyniósł swoją przysięgę masońską - złożoną na piśmie jako dowód tego, o co walczą "oświeceni".
Wobec tego nie należy się dziwić, że w sieci nie można natrafić na hasło o. Mateo w wikipedii angielskiej. A za to całkiem spora w - polskiej. Podobnie ów pobożny prezydent Ekwadoru zaszlachtowany maczetami i dopity strzałami - nie ma wielkiego "pijaru" poza zwolennikami intronizacji Chrystusa Króla.
![]() |
Magazynier @pink-panther 13 czerwca 2021 18:37 |
13 czerwca 2021 19:14 |
To jest szok również dla mnie. Myślałem że wiem trochę o Intronizacji, a tutaj pełne zaskoczenie. Maczety i kula w łeb ...
![]() |
Magazynier @pink-panther 13 czerwca 2021 18:37 |
13 czerwca 2021 19:20 |
Innymi słowy to będzie dzieło Boże, czyli wyjątkowe okoliczności i inspiracje, gdy ludzie ze świeckiej władzy przycisną Biskupów by dokonać intronizacji Serca Zbawcy jako władcy naszej Ojczyzny. Teraz jest właśnie taka atmosfera, jaką pani opisuje. Niejawna groźba. Duchowni mogą sobie intronizować do woli, ale nie cywile, zwłaszcza politycy, bo to niekonsekwencja w ramach systemu.
Od razu przypomina mi się piosenka z 80 roku: "Kilowaty nie na straty ... Pogaście światła obywatele. Elektrownie czekają na prodą. Świetlana przyszłośc (coś tam coś), lepiej będzie widoczna stąd, lepiej będzie widoczna stąd"
Odpukać w niemalowane z tymi elektrowaniami czekającymi na prąd ...
![]() |
BTWSelena @Magazynier |
13 czerwca 2021 20:58 |
Wielki plus za taaaki tekst.Wzruszył mnie pan do łez...i tak się zamyśliłam,czy jesteśmy wymierajacym gatunkiem,czy jeszcze jest dużo ludzi co tak myśli i potrafi to napisać?
![]() |
Magazynier @BTWSelena 13 czerwca 2021 20:58 |
13 czerwca 2021 21:27 |
Ależ skąd! Choćby i z podziemi Zbawca Król stworzy nowych takich i powoła.
![]() |
Magazynier @BTWSelena 13 czerwca 2021 20:58 |
13 czerwca 2021 21:28 |
Niech pani poczyta co tu pisze Pink Pantera. Łzy nie bardzo pasują.