-

Magazynier : Sprawy zaściankowe, stare i nowe. Małżonek, nauczyciel akademicki.

Czy Maria Ludwika Gonzaga była transwestytą? (fantasmagoria) cz. 1

Królewicz Jan Kazimierz był traktowany nader dwornie przez swoich liguryjskich dozorców. Do twierdzy opodal Genui, gdzie przebywał stale, dostarczali mu niezbędnej rozrywki. Księgi jakie tylko były pod ręką, czyli w bibliotece arcybiskupa Genui, kardynała Stefano Durazzo, lub samego doży Augusta Pallaviciniego, następnego dnia były przywożonego przez umyślnego, według upodobania królewicza. Gdy wyrażał takie życzenie, w surowe mury zamczyska przybywali muzycy, minstrele i tancerki. Mógł do woli jeździć konno i polować, rzecz jasna w asyście genueńskich szlachciców. Mógł słać listy do swego brata, króla Władysława, i do kogokolwiek zechciał. Odbierać i czytać odpowiedzi. 

Nierzadko zapraszany był na dwór samego arcybiskupa i doży. W ich towarzystwie spożywał obiady i kolacje, bawił nabożeństwami, muzyką i tańcami. Arcybiskup Durazzo nie raz dawał mu do zrozumienia, iż do jego uprowadzenia i aresztu miał stosunek krytyczny, podobnie jako do obecności Francuzuów w Genui. Lecz cóż mógł on zrobić, pokorny sługa Kościoła. Doża wręcz przeciwnie zachwalał francuską modę, poezję i kuchnię. Choć wyrażał szczere ubolewanie nad tym smutnym nieporozumieniem między dworem paryskim a warszawskim. Dodawał mu otuchy, podtrzymując nadzieję, iż wkrótce skończy się jego niedola.

Istotnie pewnego dnia przybył goniec od doży z wieścią, iż do Genui zawitał polski poseł z listami. Co prawda niezbyt wysokiej godności, bo tylko deputat duchowny do Trybunału Głównego Koronnego, lecz za to znamienitego nazwiska, mianowicie Andrzej Leszczyński. Był upalny czerwiec Anno Domini 1639. Ks. Andrzej oczekiwał królewicza w pałacu doży. Przyjęcie miało być wystawne z muzyką i tańcami. Istotnie wszystko było przygotowane wyśmienicie. Ks. Leszczyński wraz ze świtą klęknął przed synem Zygmunta Wazy. Ucałował jego pierścień. W dłoni trzymał zwój z królewską pieczęcią. Jan Kazimierz poczuł ulgę i radość. Pan Pallavicini zaproponował by sprawę omówić po uczcie. Biesiada była długa i suta. Były tańce i muzyka. W przerwach między nimi królewicz rozpytywał o sprawy polskie, o brata, jego małżonkę, co pisze Kardynał Richelieu, a co Ludwik XIII. Leszczyński i jego towarzysze podnosili królewicza na duchu.

Gdy uczta miała się ku końcowi, późną nocą, Pallavicini dał znak by Jan Kazimierz wraz Ks. Leszczyńskim przeszli do innej części pałacu. Przy Leszczyńskim szli jacyś dwaj szlachcice z jego świty. Szedł z nimi i Pallavicini. Weszli do obszernej biblioteki. Służba zapaliła świece na szerokim stole.

Zasiedli. Ks. Leszczyński wręczył list królewiczowi. Jan Kazimierz pospiesznie rozpieczętował go. Rozwinął. I uniósł wysoko brwi. Rzucił pytające spojrzenie posłowi z Polski. Ks. Leszczyński milczał, patrzył mu prosto w oczy zimnym uporczywym spojrzeniem, które zdawało się przenikać go na wylot. Spojrzał znów na papier, na którym wielkimi zdobnymi literami ktoś wykaligrafował trzy słowa: Jan Saryusz Zamoyski.

„Co to jest? Tyle tylko miał mi do oznajmienia mój brat?”, wyjąkał Jan Kazimierz. „Czyż wasza miłości nie widzisz, że to nie jest ręka waszego brata?”, spytał Ks. Leszczyński. „Widzę. Więc kto to napisał? I co to ma znaczyć?”. „Napisałem to ja”, odrzekł Ks. Leszczyński. „A znaczy to tyle, że przyszedł czas odpłaty.” „Odpłaty za co!?”, królewicz czuł jak ogarnia go czarny gniew. Zaczynał przeczuwać iż Ks. Leszczyński, nie jest posłem od króla, lecz od kogoś zgoła zupełnie innego. „Czy wasza miłość wie, jak zmarł Jan Saryusz Zamoyski?”. Królewicz milczał. „Zmarł całkiem nagle,” ciągnął dalej Ks. Leszczyński, „w czasie uczy na zamku w Zamościu. Był stary, lecz zdrowie miał krzepkie. Został otruty.” Królewicz chciał zapytać, co to ma wspólnego z jego osobą i uprowadzeniem go, lecz polski poseł uprzedził go. „Wszak wasza miłość wie, jak bardzo był nie chciany na dworze waszego ojca. Jan Saryusz był przeciwny małżeństwu króla z waszą matką. To król Zygmunt kazał go otruć, wasz ojciec. Usunął się od spraw królestwa, lecz nie pozwalał o sobie zapomnieć. Nigdy nie zaprzestał praktyk z Anglikami.” Królewicz odłożył list na stół, wyciągnął nogi przed siebie, założył rękę na rękę, ziewnął. „Ale mnie trzymają tu Francuzi, nie Anglicy”, rzekł. „Widzę, że wasza miłość zaczyna pojmować,” odparł Ks. Leszczyński nie spuszczając z młodzieńca zimnego spojrzenia. Mileczli. Milczał również pan Pallavicini, siedzący nieco dalej od stoły poza kręgiem światła. Jakby przysłuchiwał się, choć nie znał polskiej mowy. Obserwował i czekał. Za oparciem fotela, na którym siedział Ks. Leszczyński stali dwaj szlachcice z jego świty.

„Wielebny księże, zaczynasz nudzić mnie”, rzucił nonszalancko Jan Kazimierz, „późna pora i czas już na spoczynek. Pozwolisz, że pożegnam twoją szlachetną osobę i wrócę do swojej siedziby”, co mówiąc wstał i przeszedł całą długość sali w kierunku drzwi. Pchnął ciężkie dębowe drzwi. Nie drgnęły, były zaparte. „Signor Pallavicini, proszę kazać otworzyć te drzwi”, rzekł po włosku. Pallavicini odparł krótko, „Wasza miłość jesteś więźniem. A my tutaj jeszcze nie skończyliśmy”. Jan Kazimierz naparł na drzwi, nawet nie drgnęły. Wrócił do swojego fotela. „W takim razie prześpię się tutaj”, rozciągnął się znowu na siedzisku i ziewnął. „Jeszcze nie skończyłem,” rzekł Ks. Leszczyński, „Sprawiedliwość sięga i po królewskiego głowy.” „Jaka sprawiedliwość?” wzruszył ramionami królewicz, „O czym waszeć mówisz? Co ja mam wspólnego z grzechami mojego ojca?” „Wasza miłość, wasz dowcip nie ma sobie równych. Wszak zaczynasz pojmować”, rzekł chłodno Ks. Leszczyński, „Zemsta ma swoje prawa i sięga do następnych pokoleń. Jeśli sprawca uszedł sprawiedliwości, karę ponosi jego dziedzic.” „Nie jestem dziedzicem tronu” odparł królewicz, „Boisz się waszeć wywrzeć zemstę na moim bracie, dlatego kazałeś mnie tu więzić. Zemsta nie jest dla ludzi zajęczego serca.” „Nie ja cię tu trzymam pod kluczem”, odparł ksiądz, „Uwięzili cię Francuzi. Ja tylko korzystam z sytuacji.” „Więc jak chcesz mnie ukarać, mości Leszczyński?”, spytał królewicz, „Jeśli włos z głowy mi tu spadnie, ty za to odpowiesz swoją głową”. „Mylisz, mości książę”, odparł Leszczyński i dał znak dwóm szlachcicom a potem Pallaviciniemu. Dwaj zniknęli w ciemności wraz z Pallavicinim. Dało się słyszeć skrzypienie jakichś nienaoliwionych zawiasów. Po chwili z ciemności powrócił doża i dwaj z jakąś jeszcze postacią.

Był to młody mężczyzna odziany na modłę włoską w haftowaną koszulę i kaftan, buty i spodnie identyczne z tymi, które miał na sobie królewicz. Stanął w kręgu światła. To co zobaczył wówczas królewicz, odjęło mu mowę. Była to bowiem jego własna twarz. Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. „Jak... jak śmiecie?” wyjąkał, „Jak śmiesz, zdrajco?”, rzucił w twarz Leszczyńskiemu. „Widzisz zatem wasza miłość”, rzekł Leszczyński, „że teraz spaść może nie tylko włos z twej głowy, ale i cała głowa. Twoja głowa. I nikt się o tym nie dowie.” Pallavicini podszedł do sobowtóra i podał mu jakieś pismo. „Wasza miłość,” zwrócił się do niego, „tu jest list polecający, o którym waszej miłości wspominałem. Proszę o królewski podpis waszmości.” „A tak pamiętam”, rzekł sobowtór głosem całkiem podobnym do tembru Jana Kazimierza, „Proszę o piór i inkaust”. Pallavacini wyciągnął z zanadrza gęsie pióro i małą, czarną karafkę. Sobowtór złożył pismo na stole, pochylił się nad nim i skreślił podpis. Oddał je Pallaviciniemu. Ten podał je królewiczowi. Na białym papierze pod długą epistołą widniał jego własny podpis. Nagle krew uderzyła w skronie książęcia. Rozerwał pismo na strzępy i rzucił się na sobowtóra. Powalił go na ziemię. Uderzył go raz i drugi. Ten bronił się. Zaraz przypadli do nich dwaj ze świty Leszczyńskiego. Wykręcili ramiona królewicza, który począł bluzgać przekleństwami. Skądś wyciągnęli powrozy. Związali go i rzucili na posadzkę. „Przeczytam waszej miłości, co stoi w tym liście”, rzekł Leszczyński, gdy królewicz uspokoił się nieco. Zaczął czytać. Był to list polecający królowi Władysławowi kilku kupców i bankierów nie tylko genueńskich, ale i francuskich, tureckich i mongolskich. Wymieniał jako pośredników jakiś nic nie znaczących polskich szlachetków. „Wasza miłość, to już koniec dzisiejszej narady”, rzekł w końcu Leszczyński, „Daję ci do własnej lektury pismo od Marii Gonzagi razem z kopią listu, który wasza miłość raczył zniszczyć. W każdym momencie możesz je podpisać własną dłonią, lub jak rozumiesz, dłonią twojego lustrzanego odbicia. Tak czy inaczej będzie pod nim widniał twój własny podpis. Masz do namysłu rok. Za rok zostaniesz uwolniony z oków. Albo liguryjskich albo z oków swego młodego ciała.”

CDN



tagi: genua  jan kazimerz  augustino pallavicini  andrzej leszczyński  kardynał durrazo 

Magazynier
30 kwietnia 2021 00:09
21     1581    16 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ewa-rembikowska @Magazynier
30 kwietnia 2021 09:05

Zapowiada się ciekawie...oczywiście plus.

zaloguj się by móc komentować


Babinicz-z-Bielan @Magazynier
30 kwietnia 2021 09:48

Wow, świetne leci plus.

zaloguj się by móc komentować

Jazgarz @Magazynier
30 kwietnia 2021 09:55

Niezłe

zaloguj się by móc komentować

Jazgarz @Jazgarz 30 kwietnia 2021 09:55
30 kwietnia 2021 09:58

...choć anglicy Iwanowi groźnemu nie dali(by) roku do namysłu

...i taki serial mógłbym oglądać

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @Magazynier
30 kwietnia 2021 10:25

Super!!! 

zaloguj się by móc komentować

ThePazzo @Magazynier
30 kwietnia 2021 10:51

"W każdym momencie możesz je podpisać własną dłonią, lub jak rozumiesz, dłonią twojego lustrzanego odbicia. Tak czy inaczej będzie pod nim widniał twój własny podpis. Masz do namysłu rok. Za rok zostaniesz uwolniony z oków. Albo liguryjskich albo z oków swego młodego ciała.”

"Był to list polecający królowi Władysławowi kilku kupców i bankierów nie tylko genueńskich, ale i francuskich, tureckich i mongolskich. Wymieniał jako pośredników jakiś nic nie znaczących polskich szlachetków."

Bankier bedzie czekał rok na decyzje czy dokument będzie podpisany przez orginał czy sobowtóra?

A po co skoro można od razu sfałszować dokument i ruszyć do przodu z projektem.

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Matka-Scypiona 30 kwietnia 2021 10:25
30 kwietnia 2021 12:33

Nisko kłaniam. Cała zaszczyt po mojej stronie.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Jazgarz 30 kwietnia 2021 09:58
30 kwietnia 2021 12:43

Dzięki. Dali znacznie więcej. Najpierw pokazali mu na obrazku np. w 1564 jak się patroszy u nich katoli, czyli nieposłusznych. I jeszcze ze 16 lat mu dali. Dopiero możemy mieć pewność co do niego w 1581 w sierpniu, albo wrześniu, kiedy Krzysztof Piorun zawraca spod Staricy gdzie "Iwan Groźny" się przyczaił i zamiast wiać stamtąd, musztruje swoich strzelców. Piorun zawraca nie podjąwszy żadnej nawet próby oblężenia. Piorun który w 1572 czy 74 gości w Wilnie Jeremiasza Horseya i częstuje potrawami w kształcie symboli kabalistycznych. W listopadzie kiedy "Iwan" morduje "swoją" synową w stanie błogosławionym, z "jego" wnukiem pod sercem i "swojego" syna, możemy mieć 100% pewności że mamy do czynienia z "Iwanem Samobójcą".

Proszę przyjrzeć się rekonsktrukcji jego facjaty: 

http://liberea.gerodot.ru/images/a_quest/gerasimov01.jpg

http://liberea.gerodot.ru/images/a_quest/gerasimov02.jpg

Kogo my tu widzimy? 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ThePazzo 30 kwietnia 2021 10:51
30 kwietnia 2021 12:47

Zasada prawdopodobieństwa z jednej strony, z drugiej tak mi wychodzi. Sobowtór to nie to samo co faktyczny dziedzic. Faktyczny dziedzic trony będzie bardziej przydatny. Sobowtór to "eunuch". Niektórzy pewnie wolą "eunuchów", ale i "eunochom" też odbija z czasem, jak to widać na przykładzie "Iwana Samobójcy" i jego ostatnich prób dojścia do małżeństwa z jakąś kuzynką Elżbiety. To są rozpaczliwe próby umknięcia przed nieuchronnym samobójstwem.

Tu ważna jest ostatnia żona "Iwana", nie pamiętam jej imienia, ta która go przeżyła.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Babinicz-z-Bielan 30 kwietnia 2021 09:48
30 kwietnia 2021 12:48

Piękne dzięki. Honor po mojej stronie. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @Magazynier
30 kwietnia 2021 16:33

Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 30 kwietnia 2021 16:33
30 kwietnia 2021 17:01

Sam rozumiesz, muszę się trochę poznęcać nad moimi czytelnikami. Poważniej rzecz ujmując kiepską mam kondycję po tej zimie a merkantylizm spać nie daje. 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @Magazynier
30 kwietnia 2021 17:46

Dobre, bo mocne!

Taki żart:

Jak lecimy z fantasmagorią, zmieniłbym tytuł notki na:

Czy Maria Ludwik Gonzaga był transwestytką?

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Andrzej-z-Gdanska 30 kwietnia 2021 17:46
30 kwietnia 2021 18:39

Lepiej nie, bo mi się zwoje przepalą. Dzięki. Kolega mawiał: mocne, węgierskie.

zaloguj się by móc komentować

Paris @Magazynier 30 kwietnia 2021 18:39
30 kwietnia 2021 20:02

Czekam  na  kolejna  czesc,...

...  bo  ta  jest  RE-WE-LA-CYJ-NA  !!!

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @Magazynier
30 kwietnia 2021 20:36

Tak w ogóle, to z Wazami trafił Pan w rocznicę śmierci Zygmunta III. Niech czuwa nad Pana pomysłem!

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @Magazynier
30 kwietnia 2021 23:14

Dialogi zmyślone....ale wciągaja....:)....może z tego bedzie książka w odcinkach? 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @OjciecDyrektor 30 kwietnia 2021 23:14
1 maja 2021 08:59

Dzięki. Inne być nie mogą. Wszak to fantasmagoria. Jest szansa na książkę, ale na razie nie chcę uprzedzać. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Matka-Scypiona 30 kwietnia 2021 20:36
1 maja 2021 09:00

Zgadza się. W tym sęk że czuwa.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Paris 30 kwietnia 2021 20:02
1 maja 2021 09:00

Cieszę się ogromnie. Piękne dzięki.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować