-

Magazynier : Sprawy zaściankowe, stare i nowe. Małżonek, nauczyciel akademicki.

Książę Hamlet na murach … Zamościa

Przesadziłem rzecz jasna. Ani Hamlet, ani książę. Więc kto? Zgadniecie państwo bez trudu. Zresztą nie o zgadywankę tu chodzi. 

https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTAna_tmcZ6O_O3IvaME08cgdlK93SLQMfFjA&usqp=CAU

 

Owinięty ciemnym płaszczem, w czarnym berecie, z kamiennym obliczem, na murach zamojskiej twierdzy stał samotny cudzoziemiec. Wpatrywał się w horyzont ponurym spojrzeniem. Ciężkie, deszczowe chmury przesuwały się jak fale wzburzonego morza nad basztami. Przygnał je chłodny, północny wiatr. Koił ból głowy. Po sierpniowych upałach jakby ślad zniknął, jakby nigdy nie było letniego żaru, który lał się z nieba, gdy w towarzystwie Williama Bruce'a, jurysty i łacinnika, zwiedzał okolicę ogromnego zamku i miasta rozciągniętego pod jego murami. Były to jednak rzadkie przygody. W samym środku upalnego lata, gdy zakończył pierwsze notatki, musiał zająć się porządkowaniem ich. I tylko wyborne weneckie wino o wyśmienitym bukiecie, jaki w jego rodzimej Anglii mogło tylko się przyśnić, trzymało go przy życiu. Poza tym była tylko ciężka praca kaligrafa, archiwisty, jurysty i donosiciela.

Myślał teraz o wąskiej, stromej ścieżce posłańca królewskiego do specjalnych poruczeń, słowem szpiega i skryby w jednej osobie. Przez cały dzień natrętnie powracały w jego pamięci postacie młodych, tubylczych szlachciców, których spotkał w magnackich orszakach, w Krakowie, Warszawie, Sandomierzu i Zamościu, z którymi miał okazję zamienić kilka słów, zawadiackich, dumnych, buńczucznych, o wybujałych temperamentach, a mimo to oswojonych z łaciną, lecz pozostających w cieniu, w głębokim cieniu rzucanym przez ich panów. Tak jak on, młodzież z polskich szlacheckich, lecz ubogich rodzin, mogła tylko przyglądać się bogactwu i władzy swoich pryncypałów i czuwać, gotowa na każde ich skinienie, rozpierana ambicją, prężąca piersi w magnackich orszakach, w czasie zjazdów czekająca na okazję by popisać się kwiecistą mową, brawurą w siodle lub sztuką szermierczą w pojedynku, w czasie biesiad mocną głową i pieśnią, tak jak on terminująca w cieniu możnych. Sekretarz wielkiego kanclerza koronnego Jana Zamoyskiego, Reinhold Heindenstein opisał im ich los. Zaś on go streścił pod jednym nagłówkiem: „THE POORE NOBILITY” – „BIEDNA SZLACHTA”:

Of the poore Nobility having Nee rem nee larem, there is an huge multitude, Which common poverty commes by theise meanes. Fyrst, for that the land possessed by the Nobility is certayne, viz. 140000 villages or Mannours, but that State is dayly wonderfully increased. Secondly, for that Patrimonies oft subdevided comme at last to nothing. Thirdly, the common pro· digality of the gentlemen which consume theire inheritance. Fowrthly and lastly, For that they may not helpe themselves by trade, or any plebeian gayne, that being by statute the losse of theire gentrye. For the releiving of themselves the Nobility hath taken good order by drawing the advauncementes and proffitts allmost of the whole lande to themselves. For they enioye not onely theire owne without charge, or burden, but reape allso allmost all the fruites of the kinges landes, customes, tolles, and tributes, besydes the fattest of the spirituall lyvinges, and all charges of honoure and benefitt. But thys little helpes the poorer, whoe by poverty are exluded from secular, and by it kept backe from the spirituall, as not able to followe the chargeable course of study for want of mainetenance, nor though well studied able to make theire sufficiency knowne, especially to the kinge, whoe should preferr them. So that bothe spirituall and secular prefermentes allmost onely serve for the mainteyning of greate howses in theire greatnes, they having the hability of following the course of ambition, and the advauntage of favoure with the Prince, whoe bestoweth all charges uppon those which can best pleasure hym, by suche meanes obliging to hymselfe the mightie famelies. So that theise weakeleinges can hardly tugge out having but twooe meanes. The first is study which rooRE fewe can follow, and of those seldome any to perfection … The second and ordinary meanes that poore gentlemen are compelled to use, is service, which serves them onely to lyve, and not to rise, excepting some fewe which gett speciall favoure with theire lordes, and are placed by them in the Leivetennancy of a Castle, or somme bayleywicke, or peradventure are rewarded by them with some peice of lande. Thys course is held for no disparagement, the rather because they are not putt to servile drudgery, but onely defend theire maisters and wayte on them, though they doe it most submissely, and deiecte themselves by too base adulation.

Biednej Szlachty, nie mającej nee rem nee larem1, jest wielki tłum, którego wspólna bieda przychodzi tymi sposobami. Po pierwsze, ziemia w posiadaniu Szlachty jest określona, to znaczy 140000 wsi lub dworów, oprócz tego, że Państwo codziennie jest cudownie powiększane. Po drugie, Ojcowizny często dzielone w końcu dochodzą do likwidacji. Po trzecie, powszechna rozrzutność szlachciców pożera ich dziedzictwa. Po czwarte i ostatnie, ponieważ nie mogą się wspomóc handlem2 lub jakąkolwiek korzyścią plebejską, bo według Statutu oznacza to utratę szlachectwa. By ulżyć sobie Szlachta uchwaliła, iż weźmie promocje i profity z całej ziemi dla siebie. Ponieważ cieszą się nie tylko własną bez żadnych opłat lub obciążeń, ale również żną niemal wszystkie owoce ziem króla, ceł, opłat przewoźnych, danin, oprócz najtłustszych zarobków duchownych i wszelkich zysków z godności i beneficjów. Ale to niewiele pomaga biedniejszym, którzy z powodu ubóstwa są wykluczeni ze świeckich (godności i beneficjów – wtręt tłumacza), a w ten sposób wstrzymywani od duchownych, jako niezdolni do podjęcia kosztownych studiów z braku utrzymania, ani dobrze wyuczeni, nie są zdolni do uczynienia swojej wiedzy znaną, zwłaszcza wobec króla, który powinien ich preferować. Tak więc zarówno duchowe jak i świeckie awanse niemal tylko służą utrzymaniu wielkich domów w ich wielkości, które mają zdolność do realizacji swoich ambicji i korzyści z łaski Księcia, który nadaje wszelkie rangi tym, którzy najlepiej mu podobają się, w ten sposób zobowiązując wobec siebie potężne rodziny. Tak iż ci słabeusze nie mogą się wydźwignąć inaczej jak tylko na dwa sposoby. Pierwszym jest nauka, na którą niewielu może sobie pozwolić, a spośród nich rzadko który w stopniu doskonałym … Drugim zwyczajnym środkiem, który ubodzy szlachcice są zmuszeni stosować, to służba, która daje im możliwość przeżycia, ale nie pięcia się w górę, oprócz nielicznych, którzy znajdują szczególną łaskę u swoich panów i są umieszczani w Straży Zamku lub w baliwacie3, lub w jakiejś potrzebie i są nagradzani przez nich kawałkiem ziemi. Ten sposób nie jest żadną obrazą, ponieważ nie są zmuszeni do niewolniczego znoju, lecz tylko bronią swojego pana i czekają na jego nagrodę, choć czynią to poddańczo i uniżają się przez zbyt nikczemne pochlebstwa.4

On sam nie pochodził z ubogiej szlachty. Był synem wysokiego urzędnika, przed którym drżeli najwięksi nawet wielomoże Albionu. Nie z racji pozycji na dworze, lecz dlatego, że nawet drobne podejrzenie o nielojalność wobec Królowej Dziewicy mogło wydać ich w ręce jego ojca, dowódcy załogi ponurej Tower. Tak, jego ojciec był katem, lecz katem o czystych dłoniach, który nigdy nie splamił się krwią swych więźniów. Dawało mu to nienaruszalną pozycję pośród tudorskich urzędników, i razem zyskiwało mu strach i nienawiść wielu. Jego rodzina nie opływała w dostatki, ale jego najstarszy syn miał najlepsze wykształcenie jakie w Anglii można sobie wymarzyć. Łacina, greka, prawo, historia. Dlaczego zatem teraz jego własny los, los tajnego posła do Czech i Rzeczypospolitej, zdawał mu się bardziej ciernisty, zacieniony i ponury, niż życie tych na pozór beztroskich młodzieńców z tego dzikiego kraju? W Czechach korzystał z gościny praskiego faktora augsburskiego rodu bankierów, słynnych Fuggerów. On dostarczał mu odpisów dokumentów i aranżował spotkania z zaufanymi urzędnikami cesarskimi. Jego sekretarz zaś dostarczał młodemu, angielskiemu posłańcowi rozrywek godnych jego wieku. Był to świat, który niewiele różnił się od londyńskiego. Brakowało tylko sztuk mistrza William ze Stratfordu. Tu w Polsce, skryty w półmroku biblioteki Wielkiego Kanclerza, pochylony nad pergaminami i mapami, z korną, pełną napięcia uwagą łowić musiał każde słowo wychodzące z ust najwyższego dostojnika Rzeczypospolitej, Jana Zamoyskiego, wielkiego przyjaciela Anglików i protestantów, i jego sekretarza, dziwnie wieloslownego jak na Niemca.

Wiedział, iż na końcu tej drogi jest chwila, gdy nad jego raportem pochyli się, kiwając głową, jego protektor i sponsor, prawa ręka królowej i zarządca ogromnej sieci angielskich szpiegów, posłów i kupców, Sir Robert Cecil, a potem jego relacja o królestwie Polski rozjaśni oblicze samej Elżbiety, władczej córki wielkiego Henryka Tudora. Był pewien swego. A jednak, coś przyćmiło chwałę tego dnia, ku któremu zmierzał. Zdawała się czymś wyblakłym, nieciekawym. Ten pochmurny nieboskłon zwiastujący deszcz i nieustępliwy ból głowy nie mógł być jedyną przyczyną ciężaru, który zaległ mu na sercu.

Dlaczego zdawało mu się, że los strojnych, młodych mężczyzn gnących się w pokłonach przed wielmożą, zamiatających czapkami kurz z podłogi, gdy ten obdarowywał ich sakiewkami pełnymi srebrnych monet, był lepszy od jego własnego? Czy bardziej od niego byli szczęśliwi ci, stojący z dłonią wspartą o głowicę pałasza, gotowi na każde skinienie swego pana, kątem oka śledzący każdy jego gest. Uważni i napięci, gdy w czasie zjazdu sejmowego stawał oko w oko ze swoim rywalem, by rozstrzygać od dawna zapiekły spór? Z przepychem, rozrzutnością, gustem i fantazją polskich karmazynów, nie mogła równać się ani angielska arystokracja, ciągle kornie zgięta w pokłonie przed swą władczynią, wszechmocną Elżbietą Tudorówną, arystokracja która nieustannie zważać musiała  na każde słowo, każdy gest, by nie wypaść z jej łaski i nie stracić przychylności jej ministrów, ani francuska, zdolna li tylko do nudnych dysput o cenach zboża i wina, ani niemiecka, sztywna, nadęta i skąpa, licząca każdy grosz. Tylko Hiszpanie i Włosi, tylko kupcy weneccy mogli się z nimi równać, z którymi poufne rozmowy w Londynie, przed jego wyjazdem na misję, zaaranżował sir Robert Cecil. Wenecjanie, których spotkał w Anglii, nosili się jednak całkiem inaczej niż ci, których spotkał w Krakowie. Tam byli cisi i niezauważalni, tu pysznili się iście pańskimi manierami.

Tego dnia cały niemal czas poświęcił na ponowną lekturę pruskiego prawa ziemskiego przyniesionego mu przez kanclerskiego sekretarza, przez niego sporządzonego5. Od tego dokumentu rozpoczął swoją pracę skryby, kiedy to w kwietniu po krótkim pobycie w Warszawie w ostatnich dniach sejmu przybył do grodu Jana Zamoyskiego. Teraz, by nie uronić niczego, co było ważne, chciał porównać z oryginalnym dokumentem jeszcze raz to, co zapisał w notatniku. Porównanie wypadło pomyślnie. Poza tym dalej przepisywał notatki. Był bowiem ledwie na początku korekty. Tylko przy obiedzie miał kilka chwil oddechu. Zamienił kilka uwag z panem Bruce'm na temat wieści ze Szwecji. Zgodzili się obaj, że niedawne zwycięstwo króla Zygmunta pod Stageborg6, jest jedynie wygraną bitwą i nie zakończy wojny o szwedzki tron. Zygmunt zaś za mało ma popleczników w kraju swoich ojców.

Chłodne powietrze przyniosło ulgę. Ból głowy nieco zelżał. Przeszedł jeszcze niespiesznym krokiem, głęboko wdychając chłodne, wilgotne powietrze, ku północnemu bastionowi. Potem zszedł na dziedziniec. Wrócił do swego pokoju. Usiadł za stołem pokrytym księgami oprawnymi w wołowe skóry, jego własnymi notatnikami i zapisanymi kartami kosztownego papieru, na których redagował swój ostatecznym raportem. Wiedział już, że tu w Zamościu nie zdąży ukończyć swego dzieła. Dlatego pozwolił sobie na chwilę rozmyślań. Winem napełnił do połowy srebrny puchar, zdobiony szmaragdami, prezent od samego Kanclerza podarowany mu na pożegnanie, gdy w połowie sierpnia Zamoyski ruszył do Szwecji, by dołączyć do króla. Zanurzył usta. Pociągnął drobny łyk, tak żeby znowu poczuć ten smak.

Pomyślał, że tak musiał wyglądać król Henryk VI Lancaster, gdy spoglądał z wysokości swego wierzchowca na szyki Yorków pod Saint Albans, tak jak on, gdy spoglądał z zamojskiego muru na pochód deszczowych chmur. Takim sobie go wyobraził czytając sztukę sławnego w Londynie mistrza Williama. Widział ją na deskach „The Rose”, ale chciał dokładnie wczytać się w jej wersety, które tak bezlitośnie smagały starą i niewesołą Anglii, niewesołą, bo ogarniętą anarchią i wybujałymi ambicjami możnowładców. Już na pierwszym spektaklu zapadlo mu w pamięci pytanie Księżnej Małgorzaty: „Is this the government of Britain’s isle, And this the royalty of Albion’s king?” – „Toż się nazywa rządem Wysp Brytańskich? To panowaniem króla Albionu?. Utkwiła mu w pamięci ta ironia. Choć Małgorzata wypowiedziała je depcząc prawa swoich poddanych, w świetle całej sztuki nabierało innego znaczenie. Równie dobrze mogło wybrzmieć jako oskarżeniem Yorków o próżne ambicje. Jakże pasowała do obrazu Rzeczypospolitej, który roztoczył przed nim Kanclerz Zamoyski i pan Heindentstein. Nie było tu jeszcze otwartej wojny o tron, lecz każda elekcja, każdy wybór króla był czasem konfliktów i anarchii. Z jednej strony, Zamoyski, gdy mówił o niemożności handlu na Dnieprze, ganił barbarzyństwo Moskwicinów, Tatarów i Turków, wstrzymujących go. Z drugiej, dawał do zrozumienia, iż sami Polacy nie są dalecy od barbarii. Dziwnie to brzmiało w ustach dostojnika zwanego ostoją stanu rycerskiego. Innym razem Heindenstein wskazał mu pewien fragment z Germanii Tacyta, który opisywał obyczaje dawnych Germanów. Doskonale pasował do rycerskiego stanu polskiego:

Kto mu przodkuje, dzieli i wyznacza według woli swojej pewne stopnie: skąd rośnie emulacja w jednych aby się rangą co najbliżej do swego przymknęli wodza: w drugich, aby najwięcej i najżwawszych mieli przy boku junaków. Na tym ich zacność, na tym potęga zawisła, widzieć na koło piękne wybrańcy młodzieży grono, skąd by w czasie wojny zaszczyt w pokoju i ozdobę mieć mogli. Liczba takiego towarzystwa pomnaża im i swoich sławę, u pogranicznych szacunek: szukają z niemi obcy przymierzą, wyprawując poselstwa, darząc upominkami: a odgłosem potęgi same się wojny uprzedzają lub kończą. Gdy rzecz przychodzi do bitwy, byłaby wielka zniewaga dla przodkującego ustąpić w męstwie towarzyszom, a tym przeciwnie, cnocie wodza nie wyrównać. Najsromotniejsza atoli i na cale życie obelżywa, zostać przy życiu, gdyby wódz na placu poległ. Zasłaniać go od szwanku, bronić, i wszystkie dzieła osobiste ku chwale jego kierować, mają za najświętszy obowiązek. Wodzowie walczą za zwycięstwo, towarzysze za wodza. Jeśli rzeczpospolita, jaka długim pokoju przeciągiem zaległszy pole, martwi się: młódź wszystka szlachetna, która się tam porodziła, idzie do tych krajów. gdzie się wojna toczy. Prócz tego albowiem, że Germanowie nie lubią próżnować, a łatwiejszy dla nich w zdarzonych trwogach sławy nabytek, trudno utrzymać starszyźnie liczny towarzystwa poczet bez gwałtów i boju. Jaki taki nalega na swojego wodza, aby mu lub dzielnego konia, lub zmaczaną krwią nieprzyjacielska broń darował. Cały żołd, stoły hetmańskie, grube i niewymyślne, ale hojnie zastawione: nagrody i darów trzeba wojna a rabunkiem szukać.7

Nie dociekał powodów tej dwuznaczności w słowach Kanclerza Rzeczypospolitej. Starczyło mu to, że tak jak wielkiej Elżbiecie Tudorównie, Zamoyskiemu na sercu leżał los prawdziwej religii i sprawiedliwej monarchii. Wielki mąż stanu potwierdził tym sposobem to, czego nauczył się na lekcjach historii klasycznej i królestwa Anglii, iż z jednej strony granica między światem cywilizowanym a barbarzyństwem biegnie, gdzieś poprzez ludzkie dusze, zaś z drugiej dla postępu ludzkości trzeba wyznaczyć jej przebieg w świecie fizycznym, choćby i z nagięciem rzeczywistości, by tam zebrać siły światła przeciw siłom ciemnoty. Dlatego nie zawahał się by powtórzyć w swoich notatkach to, co usłyszał od Kanclerza o Litwie: „Kraj ten jest bardzo zalesiony. Hircina Silva (Las Hercyński) przechodzi przez nią do Moskowii, pełen dzikiej zwierzyny wszelkiego rodzaju ...”.8 Wiedział, że nie do końca jest to prawda, ale któż by zdoła wykazać błąd. Hircina Silva oznaczał w czasach Cezara Augusta i Wercyngetoryksa puszczę porastającą pasma górskie, obejmującą środkową Europę, sięgającą aż do Scytii, puszczę która wyznaczał linię frontu nieustającej wojny Imperium Rzymskiego z barbarią. Z Lasu Hercyńskiego wypływał przecież Borystenes, czyli Dniepr. Dlatego Zamoyski mógł pozwolić sobie na rozciągnięcie jego obszaru aż do Litwy. W swoim notatniku zdanie to poprzedził innym: „Swoje pochodzenie Litwini dumnie wywodzą licentia vetustatis9 od Publiusza Libo lub Palaemona, Włocha (jak niektórzy go określają), który wzniósł na granicy Żmudzi Nowy Rzym, tak jak Brytowie opowiadają o swojej Nowej Troi10 w Anglii”. Tym sposobem przygotował czytelnika na skojarzenie starożytnego Lasu Hercyńskiego z nowym, litewskim, jako polem nowej bitwy między arystokracją Nowego Rzymu i Nowej Troi z ludami ciemnymi. Dla jego najważniejszych czytelników, królowej Elżbiety i sir Roberta Cecila było czymś oczywistym przecież, że sojusznicy nowej Anglii, stworzonej przez Henryka VIII, są forpocztą i wywiadowcami nowego imperium, jak je określił zacny mistrz Dee, Brytanica Imperium11, które przedłuża chwałę i potęgę świata starożytnego. Jego relacja o Rzeczypospolitej potwierdzała tylko tę wiedzę. Potwierdzała również to, że w rozmowach, lub raczej w monologach imć Zamoyskiego dało się słyszeć myśl o korzystnym położeniu Litwy, które czyni ją cennym nabytkiem dla świata cywilizowanego, jest bowiem skróconą drogą do handlu morskiego z Lewantem, czyli do korzyści materialnych należnych spadkobiercom cezarejskiego Rzymu. Doznał olśnienia, gdy o tym rozmyślał: jeśli Las Hercyński był frontem walki między legionami rzymskimi a Galami i Germanami, jeśli Litwa jest nowym Lasem Herycńskim, nowymi barbarzyńcami są narody stojące na przeszkodzie nowej cywilizacji.

Gdy pierwszy raz obejrzał Henryka VI, chciał zapamiętać każde zdanie, każde słowo, zdawało się bowiem, iż żadne z nich nie było zbędne, były tak naturalne, tak pełne mocy. I, dziw nad dziwy, jego ojciec stroniący od teatru, sam pierwszy oznajmił, że za kilka dni idą na nową sztukę mistrza Shakespeare'a. Jego dwie pierwsze komedie w ogóle ojca nie obeszły. Tylko raz pozwolił mu obejrzeć je. Zaś tu aż dwa razy swą obecnością zaszczycił „The Rose” z synem, córką i żoną. Pozwolił nawet, by jego syn poszedł z kuzynami trzeci raz. A potem dwa czy trzy razy znów wspólnie poszli do „The Rose” na kolejną część przygód biednego króla Henryka VI. Sam sprowadził z Kornawalii quarty z tekstami pierwszej części i drugiej wydane przez Thomasa Millingtona. Drogie, warte pięćdziesiąt pensów każde. Jego syn nie pytał czemu, czerpał tylko pełnymi garściami, chłonął całą mocą młodzieńczego głodu ów język mistrza Williama, w którym znajdował całą moc i splendor Anglii Tudorów, stolicy prawości i prawdziwej religii. I wtedy znalazł to zdanie z pierwszej części: „What stronger breastplate than a heart untainted! Thrice is he armed that hath his quarrel just, and he but naked, though locked up in steel, Whose conscience with injustice is corrupted” – „Trzykroć pancerny, z kim jest sprawiedliwość, a nago walczy, choć stalą odziany, kogo sumienie dręczy niespokojne”.

Wielokrotnie medytował nad tym zdaniem i nie mógł dociec, skąd brała się jego siła. W końcu zrozumiał. Był nią koncept12, po angielsku zwany conceit, po włosku concetto, który jednym sztychem przebijał dwie płaszczyzny. Sztychem było tu sprawiedliwe serce, które bezbronnego odziewało w trzykrotną zbroję, zaś z nieprawego niewidzialnie zdzierało pancerz. Tu była dusza Anglii pod berłem wielkiej Elżbiety I – mądrość, ostrze konceptu i cnota. Prawda, że królowa twardą ręką prowadziła ją przez dzieje, lecz czyż można było inaczej? Czyż można było pozwolić na pobłażliwość wobec zdradzieckich papistów? Czyż publiczne egzekucje papistów, publiczne wieszanie z odjęciem części wstydliwych i wnętrzności, nie było właściwą karą za upór wobec tak światłej religii?

W zasadzie według chronologii pierwsza część historii dobrego króla Henryka była drugim etapem jego żywota. Kolejna zaś przedstawiała trzeci. Pierwsza część jego losów została wystawiona cztery lata przed jego wyjazdem. Widział ją tylko raz. Nie miał już wtedy wiele czasu na rozrywkę. Doskonalenie łaciny, języka niemieckiego, historii klasycznej, współczesnej, prawo rzymskie, saksońskie, niemieckie, długie rozmowy z urzędnikami Merchant Adventurers, Eastland Merchants i Muscovy Company, z kupcami weneckimi o subtelnościach merkantylizmu, handlu kontynentalnego i wschodniego. Szermierka, nauka tańca, dworskich manier i zalotów. I w końcu rozmowa z wielkim Cecilem, choć niepozornej, chorowitej postury, to jednak wielomożem tak potężnym w Anglii jak sam Zamoyski w Rzeczypospolitej. Rozmowa swobodna ze strony sir Roberta, lecz pełna napięcia z jego strony, była to bowiem ostateczna kwalifikacja do zagranicznej wyprawy. Miała trwać półtorej roku. Niespodziewanie przedłużyła się o jeden rok.

Teraz zbliżał się jego wyjazd z Zamościa, z powrotem przez Kraków do Pragi, do Bremy i statkiem do Londynu. Prócz dwu sakw podróżnych, kilku ubrań, misericordii i rapiera, jego całym majątkiem było kilkanaście notatników zapisanych drobnym acz czytelnym pismem, skrywających najważniejsze sprawy i sekrety królestwa Czech i Polski. I gruby plik dwustu kart świetnego, polskiego papieru podarowanych mu przez Kanclerza Zamoyskiego, z których zapełnił swoją relacją dopiero kilka.

Spoglądał na drogę, którą przemierzył i zaczął sam sobie dziwić się. Skąd w nim nagle to skomlenie? Skąd ten smutek? Przecież niczego nie mógł żałować. Był poddanym i wyznawcą najdoskonalszej monarchii w świecie chrześcijańskim. W kraju czekała go chwała. Po chwili przyszła mu do głowy niejasna myśl. Czy mogło to mieć coś wspólnego z polską szlachtą, której obraz ciągle powracał tego dnia w jego myślach, ciemną, nieuczoną, dziką, zaślepiona zabobonem papizmu? A jednak miała coś, czego brakło angielskiej. Wszak sam usłyszał z ust Wielkiego Kanclerza, jak rzekł w czystej łacinie: „Maiestatis Respublicae in nobilitas, senatus et rex est” – „Majestat Rzeczypospolitej jest w szlachcie, senacie i królu”. Tak powiedział Zamoyski: „w szlachcie, senacie i królu”. Nie zaś: „w królu, senacie i szlachcie”. Zapisał to w swoim sztambuchu, choć angielski umysł wzdrygał się przed takim porządkiem. Domagał się wyjaśnienia, zaś ono zawierało się w pojęciu pryncypatu i w obecności Wenecjan na ziemi Polskiej. Należało to dopisać. Zaczął szukać tego notatnika.

Teraz zrozumiał, skąd wzięła się ta gorycz i ten ból głowy. Gdzieś w głębi swojej duszy zmagał się z Polakami, z nowymi barbarzyńcami, groźniejszymi nad barbarię Moskowii i krain pogańskich, bo konkurującymi o jego sumienie. Jakim prawem?! Na mocy czego? Na mocy własnej, dzikiej impertynencji i dumy, nieposkromionej, szlacheckiej dumy, pretensję do której żywiła nawet ta biedota bez herbu i ziemi, żebrząca o magnacką jałmużnę, o nędzną służbę? Wystarczyło, iż na rapciach zwisała u ich boku pochwa a w niej krzywy pałasz. Krzywy, niezdolny do śmiercionośnego sztychu, a przecież dziwnie górujący nad zachodnimi rapierami. Widział przecież ze dwa bezkrwawe pojedynki między Niemcami a Polakami. Doskonałe niemieckie klingi, długie i złowrogie, nie miały szans wobec ich pogańskiego, dzikiego fechtunku. Trzeba było nie lada mistrza by dotrzymać kroku owemu tańcowi, ich wypadom i odskokom, krokom w boku, cięciom z obrotu. Tylko mistrz potrafił przebić się przez te młyńce, wyprowadzane ze starożytnej la poste di falcone, znad głowy, te cięcia z dolnej kwarty, obronne i razem napastliwie. Dziś nikt tak oręża nie dzierżył. Tylko nieliczni władający niepraktycznym mieczem dwuręcznym, tylko Persowie i ... Polacy. Nikomu nie przemknęłoby przez umysł by la poste di falcone uczynić pozycją wyjściową.

Duma zaś tych, którzy prócz pałasza, mieli choć jedną wioskę, choć kilka łanów, była wręcz niebotyczna. Było to nie do pomyślenia, ale każdy z nich wierzył, iż mógłby stanąć w elekcyjne szranki z najmożniejszymi, nawet z cesarskimi synami. A co dopiero potentaci, landed gentry z kilkunastoma i więcej wioskami, z ziemią miejską, władający podmiejskimi jurydykami, sponsorujący niemieckich i żydowskich rzemieślników. Bogacze, którzy miast wydawać swoje złoto na wino i dziewki, płacili słone pieniądze kowalom, płatnerzom i rusznikarzom, za broń, zbroję i rynsztunek, wydawali je na najlepszy obrok dla swoich potężnych rumaków. Rycerze w lśniących zbrojach, lamparcich skórach, ze skrzydłami na modłę wschodnią przytroczonymi do siodeł lub wprost osadzonymi na stelażu na plecach. Walczący kopiami jak wojownicy z dawnych czasów, długimi kopiami, które fundował sam król. Wiele o nich słyszał. Wiele by dał by mógł zobaczyć ich w boju. Widział ich tylko w orszaku króla ruszającego ze swej stolicy na szwedzką wyprawę, potężną rotę liczącą ze dwustu husarzy.

Znalazł to zdanie. Dla uszu angielskich wymagało większej oględności. Dopisał u dołu strony:

The forme of Administration of Polonia (to speake properly is Aristocraticall, whereof one is heade, which the Romans called Principatum, because of that heade, whome they tearmed Principem. Suche at thys tyme is the State of Venice. That it is no monarchy, it is too manifest, seeing that no parte of the soveraintie is in the prince alone, but eyther in hym and the Senate joyntly, or in the united states of the Parliament, the Maiesty being the forme of every common wealth, which gyves denomination according to that parte to which it belongeth. Notwithstanding, some will not have it an Aristocracy, seeing the Senate can doe nothing without the kinges consent, nor in matters of absolute Maiesty, without consent of the Parliament, swayde by the Authority of the Nobilitie, which sendes thither theire Nuncios whereby some would inferr that it is a Democracy, seeing the Summum Imperium is cheifiy in the Nobility, which maketh an huge multitude, those not being excluded, whoe for theire poverty are but serving men.

Forma Rządu w Polsce (mówiąc poprawnie) jest Arystokratyczna, gdzie jeden jest głową, co Rzymianie nazywali Principatum13, z powodu owej głowy, której nadali miano Princeps. Takim jest obecnie Państwo Wenecji. Że nie jest to monarchia, jest aż nadto widoczne, ale albo w nim (princepsie) i w Senacie łącznie, albo w połączonych stanach Parlamentu jego Majestat jest formą całej wspólnej polityki14, która nadaje nazwę tej części, która do niego należy. Pomimo to, niektórzy nie nazwą tego Arystokracją widząc, iż Senat nie może uczynić nic bez zgody króla ani w sprawach absolutnego Majestatu, bez zgody Parlamentu we władaniu Szlachty, która wysyła tam swoich Nuncii15, z czego niektórzy wnioskowaliby, że jest to Demokracja widząc, iż Summum Imperium16 jest głównie w Szlachcie, która stanowi wielką liczbę, przy czym ci, którzy dla ubóstwa są jedynie służącymi, nie są (z niej) wykluczeni.17

Pomyślał, że choć przyjaciel Anglików, imć Zamoyski nie całkiem rozumie, jak ważna dla wyznawców wolnej religii angielskiej jest królowa Gloriana. Ona ma pierwszeństwo przed wszystkim. Majestat królestwa Anglii jest cały w jej osobie. Zaś w cnotach i męstwie jej sług jest jedynie jego odblask. Tak, to jeszcze nie koniec rozmyślań nad Rzeczypospolitą. Nie koniec jego szkiców. Zamoczył sztych pióra w granatowej mazi. Zapisał nagłówek: „SERVICE NECESSARY IN POLONIA” – „SŁUŻBA KONIECZNA W POLSCE”. I dalej:

It is most necessary for that state that suche kinde of service should be held in reputation (howsoever indeed it is base) seing that libertie in the most abiect condition is in true iudgement more honorable then any private service. But for that by the nature of the people and statutes, favouring of military disposition, all Civill courses by trade staynes Nobility, the common wealthe could not stande but by thys service.

Jest wielce koniecznym dla tego państwa, by taki rodzaj służby był utrzymany w estymie (choć rzeczywiście jest on podły) z tego powodu, iż wolność w najbardziej nikczemnej kondycji osądzona w prawdzie jest bardziej czcigodna niż w prywatnej służbie. Ale w tym przypadku z powodu natury ludzi i statutów, faworyzujących wojenną dyspozycję, wszystkie Pokojowe sposoby, z powodu negocjacji, plamią Szlachtę, dlatego republika nie mogłaby ostać się bez prywatnej służby. Gdyż jej brak sprawiłby, że tłumy ubogich szlachciców szukałyby ruiny Państwa, w którym są oni tylko żebrakami, i ustanowienia nowego, które przyniosłoby im lepszą kondycję, gdyż nie byłoby tam więcej naglących powodów do rebelii, tumultów, secesji etc. niż multitudinis inopia, et nimiae paucorum opes, zwłaszcza jeśli wielu jest zainteresowanych suwerennością, jak to ma miejsce w Polsce, gdzie głos każdego ubogiego szlachcica waży we wszystkich Konwentach i elekcjach tyle co największego księcia, i tylko nie są oni zdolni do godności i magistratów.18

Spojrzał jeszcze raz na nowy akapit, zatrzymał się przy tym zdaniu: „seing that libertie in the most abiect condition is in true iudgement more honorable then any private service” – „z tego powodu, iż wolność w najbardziej nikczemnej kondycji osądzona w prawdzie jest bardziej czcigodna niż w prywatnej służbie”. No cóż, mistrz William ze Stratfordu nie przeczyta go. A przecież zawarte w nim było ostrze konceptu podobnego temu, który odkrył w pamiętnej sentencji z Henryka VI. Tam klingą konceptu było prawe sumienie, tu był nią osąd prawdy, który docierał do wolnej woli ukrytej w dobrowolnej służbie, oddanej całą duszą suwerenowi. W służbie takiej jak jego. Po trudach nauki politycznego i rycerskiego rzemiosła, poniósł ciężar jeszcze większych trudów, długą podróż przez Paryż, Wittenbergę, Wiedeń, do habsburskiej Pragi, wazowskiego Krakowa i do Zamościa, gdzie na murach ponurej twierdzy, ostoi prawdziwej religii wolności pośród ciemnoty, w pochmurny dzień, pokonał upiora pogańskiego papizmu, zadał mu śmiertelny cios prostym, angielskim konceptem, ostrym piórem umaczanym w mętnym polskim inkauście, wynosząc ponad barbarzyńską wolność dzikiej szlachty, omamionej jezuicką sofistyką, wolny wybór służby dla chwalebnej królowej Elżbiety.

Teraz przypomniał sobie, że w kręgach dworskich, o które się otarł, mówiono bez cienia wstydu, jakby było to rzeczą najzwyklejszą pod słońcem, iż mistrz William nie jest jedynym autorem swoich sztuk, że pomagają mu inni, Nashe, Bacon, Marlow. Zaś Jej Majestat przyjaznym okiem spogląda na tę kolaborację. Nadto w jego obecności sir Robert i ojciec rozmawiali na temat papistycznego pochodzenia Shakspeare'a, że jakoby pochodził z rodziny katolików. I jeszcze, że jest przyjacielem hrabiego Wriothesleya o długich włosach, które przyozdabiał złotymi spinkami i zraszał drogimi pachnidłami, o pięknym warkoczy, który spuszczał sobie na pierś, zawsze odzianego w szykowne atłasy. W kręgach dworskich mówiło się, iż jest sodomitą.

Bieg jego myśli wstrzymał się nagle. Pierwsze przestępstwo gorsze od drugiego. Tu w Polsce, nawet pośród tej nieokrzesanej szlachty, takie rzeczy były nie do pomyślenia, tym bardziej na oświeconym dworze prawdziwego władcy Rzeczypospolitej, szlachetnego jak sam król Henryk VI i znacznie bardziej od niego uczonego, imć Jana Zamoyskiego. Nadto kara za oba niewyobrażalnie okrutna. Nie, to przekraczało granice jego duszy. Opuścił pióro do inkaustu. Jego obie dłonie spoczęły na oparciu fotela. Odchylił się opierając na nim i zamyślił się znowu. Jak to możliwe, pytał samego siebie, żeby papista był sodomitą i jeszcze pozostawał w łasce chwalebnej Elżbiety?

Nazywał się John Peyton.

1

 

. Łac. ani rzeczy ani domu.

2. Pierwszy ten zakaz został uchwalony na sejmie radomskim za panowania Aleksandra Jagiellończyka w 1505 r. w ramach słynnej konstytucji nihil novi, która, oprócz zarządzenia, że król i jego następcy nie ustanowią nic nowego bez wspólnej zgody senatu i posłów ziemskich, wprowadzała zakaz trudnienia się przez szlachtę handlem i rzemiosłem pod groźbą utraty szlachectwa. (Volumina Legum, tom I, str. 138, art. 303). W 1633 r., ponad 30 lat od ukończenia przez Peytona Relacji o państwie Polski, sejm koronacyjny, inaugurujący panowanie Władysława IV, rozszerzył ten zakaz o prowadzeniu miejskiego wyszynku i sprawowanie urzędów miejskich: „A jeśliby który Szlachcic osiadszy w Mieście, handlami się bawił, y szynkami Mieyskiemi, y Magistratus Mieyskie odprawował; ten ma tracić prærogativam Nobilitatis: y kiedyby sam, albo potomstwo podczas takowych zabaw iego spłodzone, z Miasta w tym wyszedszy Iura Nobilitatis sobie chciał przywłaszczać, y Ziemskich Dobr nabywać: taki każdy za Szlachcica miany bydź nie ma, y Dobra iego Terrestria, Iure Caduco każdy Szlachcic uprosić sobie po nim może.” (Volumina Legum, tom IV, str. 382, art. 45)

3. Baliwat – terytorium zależne od danego państwa pod władzą baliwa. Tutaj oznacza urząd komornika lub poborcy danin należnych danemu panu.

4. John Peyton, Relacja o Państwie Polonia i Prowincjach Połączonych z tą Koroną Anno 1598, tłum. Wacław Grzybowski, F. 54 v – F. 55 v.

5. Sebastian Sobecki, John Peyton’s A Relation of the State of Polonia and the Accession of King James I, 1598-1603”, w: English Historical Review, t. CXXIX, nr 540, Oxford University Press, 2014, str. 1081, przypis 2. Sobecki odwołuje się w tym przypisie do artykułu K. Pułaskiego „Publication des documents concernants les relations diplomatiques entre la Pologne, la France et l’Angleterre” (w La Pologne: Au VII e Congrès International des Sciences Historiques, 3 vols.,Warsaw, 1933, iii. 174), w którym autor wskazuje, że wiedza na temat prawa pruskiego mogła być zaczerpnięta przez Peytona tylko ze źródła, czyli z dokumentów które Reinhold Heindenstein przygotował na walny sejm roku 1598. Był to też sejm, który wydał zgodę na szwedzką wyprawę Zygmunta III Wazy.

6. 8 września 1598 r.

7. Kaj Korneliusz Tacyt, Germania, tłum. Adam Stanisław Naruszewicz, Drukarnia Czasu, Kraków, 1861, str. 37-38. W Relacji Peytona fragment ten podany jest w łacinie: „Gradus ipse (mówi on) Comitatus habet iudicio eum quem sectantur, magnaque est comitum emulatio, quibus primus apud principem suum locus, et principum cui plurimi et acerrimi comites. Haec dignitas, hae vires, magno semper electorum iuvenum globo circumdari, in pace decus, in bello praesidium. Nee solum in sua gente cuique sed apud finitimas quoque civitates id nomen, ea gloria est, si numero ac virtute comitatus emineat, expetuntur enim legationibus et muneribus ornantur, et ipsa plerumque fama bella profligant. Cum ventum in aciem turpe principi virtute vinci; turpe comitatui virtutem principis non adaequare. Illum defendere, tueri, sua quoque fortia facta gloriae eius assignare praecipuum sacramentum est. Principes pro victoria pugnant, Comites pro principe. Exigunt principis sui liberalitate ilium bellatorem aequum, illam cruentam victricemque frameam. Nam epulae et quanquam incompti largi tamen apparatus pro stipendio cedunt. Materia munificentiae per bella et raptus etc.” (F. 56 v)

8. John Peyton, Relacja ..., F. 22 r.

9. Łac. według dawnego prawa.

10. Peyton wprowadza tu pojęcie „Troinovant”, utrwalone w ostatecznym znaczeniu przez Edmunda Spencera, dworzanina lorda Leicester, następnie Elżbiety I, i poetę. W swoim pastoralnym peanie na cześć Tudorów pt. Faerie Queen (1590-1596), nazwa ta jest powiązana z historycznym podaniem o założeniu Nowej Troi w Anglii, czyli pierwocin Londynu, przez uciekinierów z Troi, czym Spencet prawdopodobnie chciał przelicytować Brytanici Imperii Limites (Limits of the British Empire) z 1578 r. pióra Johna Dee, maga, nadwornego astrologa Elżbiety I i pierwszego „teoretyka” brytyjskiego kolonializmu, który jako pierwszy stworzył pojęcie „imperium brytyjskie” fabrykując dokument jakoby z czasów króla Artura opisujący jego podróże po półkuli północnej, który to „dokument” stał się tytułem brytyjskiej korony do zawładnięcia tymi ziemiami. Choć los Spencera po śmierci Elżbiety I był bardziej pomyślny niż Johna Dee, to jednak mit Nowej Troi pozostał jedynie ornamentem w brytyjskiej propagandzie literackiej, zaś oszustwo Johna Dee przyniosło rozrost brytyjskiej potęgi kolonialnej (patrz: Gabriel Maciejewski, Baśń jak niedźwiedź, t. II). Na szczególną politologiczną analizę zasługuje tu połączenie tej legendy przez Peytona z legendą o Nowym Rzymie na wschodzie Europy.

11. Jest charakterystycznym to, że John Dee użył tu słowa nawiązującego do historii Celtów, Brytanica, nie zaś Anglia.

12. Szokujące porównanie, metafora, hiperbola, charakterystyczna dla poezji ze szkoły Petrarchi i angieskiej metafizycznej.

13. Pierwsza forma politycznego porządku cesarstwa rzymskiego: pryncypat. Zaś pojęcie princepsa początkowo odnosiło się do najstarszego wiekiem senatora o największym autorytecie. Oktawian August (63-14 rok n. e.) był pierwszym princepsem-cesarzem. „Pełna nazwa brzmi princeps senator (pierwszy senator) albo princeps senatus (pierwszy członek senatu). W chwili zmiany ustroju na cesarstwo republikańska instytucja princepsa posłużyła za podstawę prawną władzy cesarza, którego tytuł brzmiał princeps senatus, skracany zwyczajowo do princeps. Princepsowi przysługiwały uprawnienia imperatora, princepsa senatusa, prokonsula, zarządzającego 18 prowincjami, pontifexa maximusa, trybuna ludowego (weto wobec uchwał Senatu) i cenzora (formowanie składu Senatu). Formalnie uprawnienia te nadawane były princepsowi na określony czas przez Senat, teoretycznie więc Rzym zachował swój republikański charakter. Urząd princepsa nie podlegał dziedziczeniu, ale dotychczasowy princeps miał możliwość wyznaczenia swego następcy.” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Princeps)

14. W oryginale „common wealth”.

15. Łac. posłów.

16. Łac. najwyższe dobro imperium, majestat imperium.

17. John Peyton, Relacja …, F. 25 r.

18. Ibid., F. 55 v.



tagi: szlachta  peyton  wywiadowca  zamość  maganaci  służba 

Magazynier
19 października 2021 08:01
26     1366    13 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Andrzej-z-Gdanska @Magazynier
19 października 2021 08:47

Jeszczem nie skończył czytać interesującej bardzo notki, ale kilka słów wystukam.

Czy ten młodzian potrafi patrzeć w horyzont spode łba jak na obrazku?

Dobrze, że patrzy ponurym a nie nienawistnym wzrokiem lub "chorym z nienawiści" jak nie przymierzając "niejaki" JK. :))

Bardzo John jr spada w "notowaniach", bo najpierw był początkującym dyploamtą, potem agentem, w końcu szpiegiem a teraz został zwykłym donosicielem - nieźle!

Czy może być jeszcze gorzej?

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Andrzej-z-Gdanska 19 października 2021 08:47
19 października 2021 09:05

Chiba nie. Może być tylko lepiej. Może wziąć na serio przepowiadanie Slowa Bozego przez tych nieznosnych jeuitow, usłyszeć głos sumienia i pójść za nim na przykład na męczeński szafot. Ale to mało prawdopodobne. Ostatecznie został jakimś tam posłem kasiastego portu handlowego Castle Rising. 5 lat po śmierci swego ojca 'bez' udzialu osób trzecich odszedł z tego swiata 'bez' pomocy ze strony szkockich poplecznikow Stuarta. 

zaloguj się by móc komentować

atelin @Magazynier
19 października 2021 09:17

Plus. Myślę, że to już najwyższy czas, aby Gospodarz dał możliwość dawania dziesięciu plusów.

Uzasadniam: przeczytałem dwa razy i się rozmarzyłem, że na podstawie tej notki powstanie scenariusz i film, po którym mógłbym powiedzieć fajny film wczoraj widziałem, pozostaje pytanie kto taki film mógłby zrobić i za czyje pieniądze. Pani Łepkowska od "Korony królów" odpada, Smarzowskiemu nawet kontynuacji "Bolka i Lolka" zlecić nie można..., Braun?, eee..., chyba też nie, Ridley Scott?, nie ma mowy. Moim zdaniem najlepszy byłby  Jan Sverak. Ten od "Koli" i "Butelek zwrotnych".

Wracając do słynnego dialogu: momenty były?

Masz! Najlepiej jak ten cały Peyton w roku urodzin Elżbiety I (1533) na smutno czyta pismo Bony z Samogitii.

A ten Sverak?, może na zdjęciu z wiki wygląda, jak Kuba Wojewódzki, ale na bank zrobiłby również scenę z obesranymi angielskimi "obserwatorami" oglądającymi atak husarii.

 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @atelin 19 października 2021 09:17
19 października 2021 09:21

Dla młodych grafików komputerowych to mogłaby być "bułka z masłem" jak kiedyś mówiono. :)

zaloguj się by móc komentować

atelin @Andrzej-z-Gdanska 19 października 2021 09:21
19 października 2021 09:28

O grafikach komputerowych nie pomyślałem. Za stary jestem, chociaż "300" doceniam. Zna Pan takiego grafika, lub zespół, który się tego podejmie?

zaloguj się by móc komentować

atelin @Andrzej-z-Gdanska 19 października 2021 09:21
19 października 2021 09:34

Za moich czasów mówiło się "małe piwo przed śniadaniem". Dzisiaj się mówi "potrzymaj mi piwo".

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @atelin 19 października 2021 09:28
19 października 2021 09:36

Nie podejmę tego wyzwania. :))))

Tak mi przyszło do głowy, że tylko młodzi z otwartymi głowami mogą coś takiego zrobić czy pójść na to , bo starzy wyjadacze... ...wiadomo. Zaczynają rozmowę od pieniędzy... :))

zaloguj się by móc komentować

atelin @Andrzej-z-Gdanska 19 października 2021 09:36
19 października 2021 09:44

Pewnie tak. Z wyrazami szacunku. Ale byłby skłonny ktoś wyłożyć forsę?

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Magazynier
19 października 2021 10:10

Zagadnienie które zasługuje na osobną notke: Jak przymusic fanatyka mobilnego Internetu i nauczyciela ktory zaraz bedzie musial uzywac zdalnego nauczania do używania łącza kablowego? Sposób prosty: nie naprawiać zepsutych nadajników w jego okolicy.

Od kilku tygodni nawala mi mobilne połączenie z siecią. Nie inwestuje w stacjonarne bo mam inne plany. Mogę tylko zamieścić notkę ale nie mogę jej otworzyć na komputer i komentować. Pisanie że smartfon znacznie trudniejsze. 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @Magazynier
19 października 2021 10:37

Biedna szlachta...   ...ponieważ nie mogą się wspomóc handlem...
napisał ten, o którego narodzie mówią, że to naród hadlarzy i sklepikarzy

...pysznili się iście pańskimi manierami...
bo byłi obywatelami RON!

Heindenstein to ten sam co u Stefana Batorego?

To powinny przyswoić sobie "nasze" posły:

„Majestat Rzeczypospolitej jest w szlachcie, senacie i królu”. Tak powiedział Zamoyski: „w szlachcie, senacie i królu”. Nie zaś: „w królu, senacie i szlachcie”.

Skoro wielka tajemnica misji szpiegowskiej Johna Peytona jr została odkryta pozostało mi zacytować kilka  zdań ciekawych:

Str. 194  Pokrętność argumentacji Peytona jest typowa dla sposobu myślenia Anglików pod władzą Tudorów i Stuartów, ponieważ po Akcie Supremacji polityczna władza monarchy nakłada się na jego władzę kościelną jako głowy Kościoła anglikańskiego.

Prusacy i ci z Rygi składali w tym samym czasie wiele sprawiedliwych skarg zwłaszcza dotyczących krzywd i ucisku ze strony Polaków. Argumentem, który przekonałby ich do odejścia ku Cesarstwu lub jakiemuś niemieckiemu księciu, może być ich naturalna nienawiść wobec Polaków, przeciwne humory, sposób życia i zarządzania państwem.

Lecz prowincje te są utrzymywane przez słodycz polskiej wolności, immunitetów, przywilejów, godności i zabezpieczeniu przeciw obcym siłom na mocy unii, co sprawia, że nigdy nie będą tęsknić za innym rządem.

"Relacja o państwie POLONIA" czekała 400 lat, na "ujawnienie", chociaz trochę zajmował się nią Prof. Sebastian Sobecki, wykładowca średniowiecznej literatury angielskiej na Uniwersytecie w Groningen, który w pracy z 2014 roku udowodnił, iż autorem tego niezwykłego dokumentu jest John Peyton jr. Proste pytanie: dlaczego?

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @atelin 19 października 2021 09:17
19 października 2021 10:40

Dzięki. Strasznie zapozniony jestem bo nie widziałem tych filmów Sveraka. Czesi to jednak szczwani cwaniacy. Obes....ana tyraliera szkockich muszkiterow to rzecz warta zachodu. ;))

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Magazynier
19 października 2021 10:49

Zatkało mnie, normalny triller. Plusik oczywiście.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Andrzej-z-Gdanska 19 października 2021 10:37
19 października 2021 10:49

Chyba z tego samego powodu dla którego państwowe archiwum londyńskie zostało, jak to stwierdzila hr Lnckoronska, oczyszczone z dokumentow dotyczących Stefana Batorego. Cytuje ją Scheuring w Krolobojstwie. 

Ergo poważna mafia musi dbac o globalny wizerunek i nie ujawnia swoich strategii operacyjnych ani szczegółów know how. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Andrzej-z-Gdanska 19 października 2021 09:21
19 października 2021 10:52

Jednak to by gorzej wyszlo. Animacje sa dobre na morskie bitwy ale szrza na sfajdanych szkotow musi byc w realu. 

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @Magazynier
19 października 2021 10:56

Ad. przypis pruski 11

Celtowie na scenę dziejów wstąpili z nazwy na początku wieku XVII za sprawką Hugenotów. 

Cierpliwość popłaca bowiem w wieku XIX lansjera przyśpiesza a w XX rozkwit i tak trzyma, znaczy trzepie akademicki świat, do dnia dzisiejszego.

Celt = podglebie paneuropejskiej wspólnoty?

 

https://livre.fnac.com/a7284477/Jean-Louis-Brunaux-Les-Celtes

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @Magazynier
19 października 2021 11:09

Bez obrazy, ale akcji w powyższej notce jest niewiele i mogłaby być zrealizowana przez krótkie sceny z gotowych filmów. Do tego "dorosła" animacja, a w tle tekst czytałby dobry, poważny lektor. :)))

Kandydat na realizatora/reżysera? Wg mnie Poinblack! Pieniądze: Patronite.

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @atelin 19 października 2021 09:44
19 października 2021 11:09

Kandydat na realizatora/reżysera? Wg mnie Poinblack! Pieniądze: Patronite.

zaloguj się by móc komentować

atelin @Magazynier 19 października 2021 10:40
19 października 2021 11:15

Polecam całym sercem.

zaloguj się by móc komentować


Magazynier @Andrzej-z-Gdanska 19 października 2021 11:09
19 października 2021 12:14

Fakt. Ale musiałby podołać jednak aranżacji w realu.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @saturn-9 19 października 2021 10:56
19 października 2021 12:16

Zgadza się. Ale słowo celt podobno z Hezjoda. 

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @Magazynier
20 października 2021 00:32

Chylę czoła, Magazynierze.

Rzeczywiście - jak napisała Ewa Rembikowska - thriller o tym całym Peytonie. 

Leży on - ten Twój Peyton - na moim stoliku nocnym i czeka na skończenie czytania "Obyczajów staropolskich" Zbigniewa Kuchowicza. Dość okropna ksiązka, czerwona w zasadzie. 

Pozdrawiam serdecznie :)

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @KOSSOBOR 20 października 2021 00:32
20 października 2021 07:51

Dzięki. Peytona zresztą czyta się na wyrywki. To nie do poduszki. 

Niestety etnografia jest ogólnie jadowicie różowa. Ja próbowałem słuchać i czytać tą kobitę z UMK co ją w Radio Maryja dawali. Jak dla mnie to była taka nieco skatoliczała Zadruga. Gusła i diabły pierdzące, za przeproszeniem, pod progiem. Czysty zabobon włościański. Ani śladu szlachty. Jezuici wogóle nie istnieli. Ergo etnografia dla mnie to czysty Dzierżyński. Fałszywa teza o rzekomej automonii obyczajów włościańskich jakoby wprost ze słowiańszczyzny. Tymczasem wystarczy popatrzeć kto sponsorował i organizowała kulturę chłopską. Wystarczy popatrzeć na ludowe stroje zwłaszcza małopolskie i wielkopolskie. I wszystko jasne. Mam Maliszewskiego W kręgu wyobrażeń staropolskich ale też  mnie odrzuciło. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ewa-rembikowska 19 października 2021 10:49
20 października 2021 07:52

Dzięki. Ale szczerze mówiąc nie pomyślałem nawet, że to taki może mieć efekt końcowy.

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @Magazynier 19 października 2021 12:16
21 października 2021 09:44

Wykręce się cytując znanego tutaj Uwe Toppera. W omówieniu książki o 'Micie Celtyckim' pisze:

...

W rozdziale II Aborygeni Zachodu (w podrozdziale „Najstarsza pisemna wzmianka”) przedstawiono podstawowe dowody, wzmiankę o Celtach w tekstach greckich. Autor zdaje sobie sprawę z tego, że i tutaj mogą (i są podnoszone wśród ekspertów) wątpliwości, ale całą swoją argumentację opiera na wzmiance słowa „Keltike”. Wraca do tego fragmentu około siedmiu słów, które musiały pochodzić od Hekataiosa z Miletu: „Massalia, miasto Ligustia, kolonia Fokajczyków, niedaleko Keltike ”. (str. 59)

Jest też Hekataios z Abdery, który pisał dwieście lat później niż jego kolega z Miletu, ale nawet w starożytności mylono obu; prawdopodobnie ten z Abdery tutaj odpada. Fragment Hekatajosa zachował się w młodszym o około tysiąc lat tekście Stefana z Bizancjum.  Pozostaje tajemnicą dlaczego Stefan przekazał te nieliczne przestarzałe słowa o zupełnie niejasnej geografii, chociaż jako współczesny Belizariuszowi, który swoją flotą rządził prawie całym Morzem Śródziemnym, z pewnością znał Marsylię lub wiedział, jak poprawnie określić Ligurów, a zwłaszcza gdzie leżała „Keltike”.

Ale nawet tekst Stefana jest dostępny tylko we fragmencie Hermolaosa, który zachował się w Liber Suda około pół tysiąca lat później. Tradycja wykazuje również zwykłe luki i duże przeskoki. Jeśli jeden Grek skopiował tutaj od drugiego, to wzajemnie się potwierdzają. Tę grecką literaturę znamy właściwie tylko dzięki naszym pracowitym filologom z XIX wieku (patrz jako przykład Groskurd, Christoph Gottlieb (1831): Opis Ziemi Strabona w 17 książkach (przedruk Georg Olms Verlag, 590 stron), hasło Keltike.


Po tym, jak niektórzy greccy pisarze nadali nazwę Keltike dla w większości nieokreślonej populacji z północy, początkowo utożsamianej z Hiperborejczykami, termin 'Celt' w łacińskim znaczeniu pojawia się tylko u Cezara w „O wojnie galijskiej” i tylko raz, na samym początku podczas gdy Cezar zwykle – podobnie jak inni łacinnicy – ​​mówi tylko o Galach. Mam na myśli także Conrada Celtesa, którego właściwie nazywano Pickel, a to jest narzędzie do zbioru winogron, ale też broń przypominającą siekierę, która być może zbliża się do pierwotnego znaczenia potocznej nazwy.


Werdykt już zapadł: sposób, w jaki używane jest dziś określenie 'celtycki', jest wynalazkiem od czasów renesansu. Wielką zasługą Brunaux jest odkrycie tego procesu od XVI do XX wieku, stanowi on główną część książki. Zadziwiające, jak wielu historyków – i z jakich motywacji – zajmowało się Celtami. Język celtycki został opracowany już w XVII wieku, który, podobnie jak później indoeuropejski, służył jako matryca dla prajęzykapraludu, a nawet pramacierzy (s. 223, Ursprache, Urvolk, Urheimat  wszystkie trzy terminy w języku niemieckim). W tym tkwi wielka zmyłka, która do dzisiejszych czasów nie został przezwyciężona: język jest rekonstruowany z nazw miejsc i okazjonalnych cytatów, a następnie jest przypisywany takim samym [rekonstruowanym] użytkownikom, ostatecznie przypisywany kulturze materialnej, która nie musi być wcale a wcale spokrewniona. „Podobnie jak indoeuropejski, celtycki nie jest obiektywnie uznanym faktem. Jest to postulat… konstrukt umysłowy”. (s. 222)

...

więcej tutaj

http://www.ilya.it/chrono/dtpages/Keltenfrage.html

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @saturn-9 21 października 2021 09:44
21 października 2021 10:22

Ale numer. Dzięki. Ale co z Gaelikiem, staroirlandzkim i szkockim? Ten język to jednak fakt.

Czy Wielka Lechia tym razem pokona Zaginione Plemiona Izraela? Żartuję oczywiście. Ale problem nadal jest. Synowie Mila jednak istnieli i żyli na hiszpańskiej finestrze i najechali i zasiedlili zieloną wyspę. Ok nie oni może nie Keltoi, ale mają wspólny język i wspólną organizację druidzką. Druidzi to najpewniejszy zwornik tych ludów. Niekoniecznie językowy, bo rodzimi Walijczycy gadają językiem wielce niepodobnym do Gaeliku. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować