-

Magazynier : Sprawy zaściankowe, stare i nowe. Małżonek, nauczyciel akademicki.

Rzemiosło cenniejsze niż srebro: Konferencja Kliniki Języka w Turznie 19. 10. 2019. cz. 1 + komentarz prof. Adamczyka

… a także niż złoto, rzecz jasna. Po prostu twarda waluta. Przy okazji przepraszam moich czytelników za długą nieobecność. Niestety sprawy zawodowe i pisarskie powstrzymywały mnie od kolejnych wpisów. Lecz teraz mam nadzieję to nadrobić.

Podziękowanie

Zgadzam się z naszym „tylko konferansjerem”. Jakość konferencji w Turznie przerosła nasze, przynajmniej moje, oczekiwania.
Nie z powodu owych ozdobnych kompozycji florystycznych na gazonie, widocznych z lotu ptaka. Raczej z powodu intensywności przekazu treści, która to intensywność była taka, że po prostu najzwyczajniej, jako zwykły ordynus, nie zauważyłbym ich nawet, mimo że tam były. Dokładniej rzecz ujmując chodzi tu o ordre de bataille, bliski doskonałości porządek batalii poznawczej, w której uczestniczyliśmy. Nie wiem jako to wyglądało z punktu widzenia organizatora i jego współpracowników, ale z mojego punktu widzenia, a miałem punkt, jak się okazuje, wyśmienity i uprzywilejowany, w pierwszym rzędzie, więc z mojego punktu widzenia wyglądało to tak i wygląda do tej pory, że nasz „tylko konferansjer” po prostu wychował nas, swoich czytelników i uczestników konferencji nawigatorskich, do skutecznego rad sposobu i do korzystania z tych spotkań. Nauczał nas czerpać z nich, ile wlezie, bez marudzenie i zbędnych pytań. Nauczył odgórnie, a priori, autorytarnie i autorytatywnie. Innymi słowy podaż stworzyła popyt. Tak trzymać, nie popuszczać. Dwie konferencje na rok wystarczą. To dobry pomysł. A jeszcze lepszy, żeby konferencje kontynuować.

Patron
Szczególnym patronem konferencji turznieńskiej był bł. Jerzy Popiełuszko. 19 października to dzień jemu poświęcony. Nic dodać, nic ująć. Sam w sobie człowiek-historia, Podlasiak, potomek niezłomnych w pierwszym pokoleniu, który tworzył naszą historię jako człowiek sumienia, korzystający z pełni wolności duchowej, tak jak inni wybitni twórcy naszej historii: Kardynał Wyszyński, św. Jan Paweł II, Bp Kaczmarek, Bp Baraniak, Ks. Zych, Ks. Niedzielak, Bp Majdański … I to mówi samo za siebie. W porządku duchowym znajduję to pierwszą przyczyną sukcesu konferencji w Turznie. Wolność bowiem to dynamiczna swoboda porządku.

Konfiguracja

Sprzyjająca była również konfiguracja wnętrza, w którym przebywaliśmy. Nieco podobna do układ sali konferencyjnej w pałacu Chrystowskich w Tłokini, ale bardziej obszerna, dająca więcej miejsca na spotkania w kuluarach.

Zaś historia pałacu romantycznego, choć oszczędniej opisana w tekstach internetowych, sprawia wrażenie równie ciekawej konfiguracji co historia pałacu tłokińskiego (http://magazynier.szkolanawigatorow.pl/etos-frajdy-czyli-spotkaniekonferencja-w-tokini-koscielnej-z-dedykacja-wierzacemu-sceptykowi). Pałac wraz z parkiem, według: http://www.polskiezabytki.pl/m/obiekt/1383/Turzno/, powstał w pierwszej połowie XIX wieku. Natomiast sama posesja istniała już na początku XVIII w.:
W 1 poł. XVIII w. Turzno było własnością Zboińskich h. Ogończyk. Drogą mariaży Turzno w 1789 r. przeszło w ręce rodziny Jeżewskich h. Jastrzębiec, a już dwa lata później w ręce Działowskich (w osobie Augustyna Bartolomeusza Działowskiego).

W lipcu 1827 r., w drodze do Gdańska, na kilka dni zatrzymał się tu Fryderyk Chopin.

W 1861 ówczesna właścicielka, Łucja Działowska, poślubiła Józefa Gajewskiego h. Ostoja. Oboje czynni byli w polskich stowarzyszeniach (m.in. Towarzystwo Naukowe w Toruniu), utworzyli również w Turznie kolekcję obrazów oraz bibliotekę o bogatym księgozbiorze. Ostatnim właścicielem przed wybuchem II wojny światowej był Rafał Gajewski, który objął majątek tuż przed wybuchem wojny. W 1946 r. pałac został przejęty przez Skarb Państwa, w 1947 r. umieszczono tu szkołę.

Historia budowy pałacu w Turznie jest jeszcze obecnie w dużej mierze niewyjaśniona. Istnieją projekty z 1838 r. (w dwóch wersjach), opublikowane przez Henryka Marconiego w jego zbiorze projektów architektonicznych. Nie jest pewne, która z nich została zrealizowana. Obecna forma pałacu jest wynikiem przebudowy z 2 połowy XIX w., być może według projektu Stanisława Hebanowskiego. W 1 połowie XX w. wzniesiono nową oficynę kuchenną połączoną z pałacem galerią, powstało w istocie nowe boczne skrzydło pałacu. Pewne przekształcenia we wnętrzach są efektem adaptacji na potrzeby szkoły po 1945 r.”

Radosław Sikora – chwała Rzeczypospolitej

Pozwolicie mili państwo, że oszczędzę sobie wątpliwego przywileju numerowania naszej Rzeczypospolitej. Zdaje mi się to zwyczajem obcym i ahistorycznym. Krąg moich przyjaciół opolskich takie właśnie żywi przekonanie i ja się z nim zgadzam. Rzeczypospolita bowiem, podobnie jak Polska w ujęciu Kard. Wyszyńskiego, w przekonaniu moich przyjaciół i moim, jest jedna. Możemy mówić o różnych jej zarządcach, wówczas oddamy sprawiedliwość przepychance między zmieniającymi się układami władzy, lecz ona sama, jako dar Boży, jest jedna.

Zaś chwałą Rzeczypospolitej jest husaria. Piszę o niej w czasie teraźniejszym, bo widzieliśmy ją na własne oczy w osobie i narracji Radosława Sikory, autora znakomitego opracowania Husaria. Duma polskiego oręża

przedstawiającego historię oraz realia XVI-wiecznej, XVII-wiecznej i XVIII-wiecznej husarii. Widzieliśmy ją, przemknęła przed naszymi oczyma na filmach nagranych przez grupę rekonstrukcyjną reprezentowaną przez p. Sikorę: w nagraniu pokazującym żmudny procesu ładowania muszkietu, a następnie w szarży husarskiej na muszkietera, który, z powodu zawodności zapłonu lontowego a nawet późniejszego krzesanego, oraz z powodu wielkiej niepewności swego losu, łagodnie rzecz ujmując, znajdował się w sytuacji beznadziejnej (coś o tym jest w pytaniu z 1h:10':00' w nagraniu zalinkowanym poniżej i odpowiedzi na nie), a także w pokazach „gonitwy do pierścienia”, czyli celowania kopią w galopie w dość niewielki pierścień zawieszony na palu, oraz cięcia szablą w galopie (rąbania główki kapusty umieszczonej na palu). Filmów tych nie znalazłem w sieci, ale za to mamy nagranie z podobnego wykładu p. Sikory z Zakopanego z tego roku z podobnymi ilustracjami:

https://youtu.be/_G0yZVBEcf0

Wartością dodaną w Turznie były owe nagrania przedstawiające żmudny proces ładowania muszkietu, całkowitą jego zawodność wobec szarżującej husarii, kolejne z gonitwą do pierścienia, następne z cięciem w galopie i jeszcze jedno pokazujące relację kopii husarskiej do piki pikiniera (różnica 3 metrów na korzyść kopii). A przede wszystkim spotkanie z samym p. Sikorą, wysłuchanie go na żywo i możliwość rozmowy z nim, z czego skorzystałem skwapliwie i nie tylko ja.

Formacja ochotnicza, była husaria ostoją i symbolem Polski szlacheckiej (wraz ze szlachecką Litwą i Rusią), a nawet symbolem mocarstwowego charakteru Rzeczypospolitej. To czyni husarię czymś bezprecedensowym na skalę historii powszechnej.

Na marginesie przypomnę, że Rzeczpospolitą stanowiły Korona, Księstwo Litewskie i Ruś, czyli pozostałości po wielkiej Rusi Kijowskiej. Wiele rodów rusińskich bojarów stało się szlachtą Rzeczypospolitej. Duża ich część została wycięta przez kozaków Chmielnickiego.

Oparta na wierze, na oddaniu Rzeczypospolitej, na elitarnym, rycerskim obyczaju, na żmudnym, długotrwałym treningu i roztropnej zamożności, była przedmiotem podziwu i zazdrości, również ze strony nieprzyjaciół ówczesnej Polski i Litwy. Jak to znajdujemy na jednym ze slajdów p. Sikory, Gustaw II Adolf Waza miał podsumować siłę husarii jednym rozmarzonym westchnieniem: „O gdybym miał taką jazdę! Z moją jazdą obozowałbym tego roku w Konstantynopolu.” Jego wnuk po kądzieli Karol X Gustaw Wittelsbach, dowodzący szwedzkim „potopem” (1655-1660) miał rzec krótko a treściwie: „Gdybym miał przynajmniej dziesięć tysięcy takich żołnierzy, to nie tylko Turcję, ale i świat spodziewałbym się łatwo podbić”. Marzenie ściętej głowy, gdyż szwedzki, protestancki zamordyzm wprowadzony przez Karola Sudermańskiego, rywala Zygmunta III Wazy do tronu upsalskiego, kontynuowany przez Gustwa II Adolfa i jego wnuka Karola X Gustawa, z samej rabunkowej swej natury niszczył fundament na którym mogłaby powstać formacja podobna do husarii, niszczył zamożną warstwę rycerską wyznania katolickiego, zdolną w sposób nieprzymuszony narzucić sobie wymagającą dyscyplinę i postawę poświęcenia. Włoch Sebastiano Cefali, wprawnym okiem wojskowego zarządcy, niezwykle trafnie oszacował wartość husarii: „Najlepsza szlachta, która służy na wojnie, zgodnie z obyczajem kraju, wchodzi w skład tego wojska, a doświadczeni oficerowie, którzy dowodzili chorągwiami Kozaków i innymi pułkami o niższym statusie, nie uznają za dyshonor zaciągnąć się do husarii jako prości żołnierze”. Rzeczą zatem niezwykle wartościową jest rekonstrukcja polskiej husarii, do której ofiarnie rękę przykłada p. Sikora i jego przyjaciele.

W jego opowieści przetoczyła się przed oczami naszej wyobraźni w swoim historycznym szlaku bojowym rozłożonym na z górą całe stulecie począwszy od bitwy nad Prutem (Mołdawia) w trakcie wyprawy Mikołaj Mieleckiego, wojewody podolskiego, w 1572 roku, kiedy to ok. 250 kawalerzystów polskich starło się z 1000-nym zastępem mołdawskich skrzydlatych deli junaków (tur. deliler, szalony, czyli szaleni młodzieńcy, harcownicy) i po pierwsze odebrało im chorągiew, po drugie rozpędziło (http://www.redisbad.pl/redisbad-historycznie-z-kart-sawy-polskiej-husarii-wyprawa-na-modawi-w-1572-r) – aż do wiktorii nad Tatarami spod Hodowa w 1694 roku.

Zarówno w bitwie nad-prutowskiej jak i hodowskiej, i kilku innych, husaria stawała przeciw formacjom podobnym, a nawet poprzedzającym ich w użyciu skrzydeł, jako elementu płoszącego konie przeciwnika (również przez Tatarów; dla deli junaków skrzydła były również oznaką awansu w męstwie i sprawności bojowej), ale bez wypracowanej strategii charakterystycznej dla polskiej husarii (zorganizowana szarża całej roty). Kawaleria mołdawska i turecka posiadały nawet podobne kopie, lecz brakło im albo ducha rycerskiej wspólnoty albo właściwego i razem żmudnego treningu, możliwego jedynie w warunków wolności szlacheckiej. Dodać należy, że to, co nazywamy wolnością szlachecką, było, zwłaszcza w przypadku braci husarskiej, związane z samo-dyscypliną i wielkim poświęceniem, zarówno duchowym jak i materialnym. Większość husarzy trzymała się wiary tradycyjnej. Protestanci byli niewielkim procentem.

Niebagatelne znaczenie miała strona materialna, czyli własne inwestycje w znakomitą większość uzbrojenia, w zakup i utrzymanie wierzchowców (kilku), paszy dla nich, itd.. To czyniło z husarii formację ochotniczą i elitarną, prawdziwą arystokrację ducha pośród narodu rycerskiego. Jedynie kopie były fundowane przez króla.

Zaawansowanie techniczne husarskiego wyposażenia, bardzo kosztownego, sugeruje, iż w swoim czasie była husaria nie tak odległą analogią do amerykańskich Abramsów i F-35 razem wziętych. Oraz że mogła powstać i nabrać skuteczności jedynie w oparciu o zaplecze wielkiego i zamożnego mocarstwa, podobnego do dzisiejszych Stanów, choć z racji oczywistych nie identycznego. Na technologie husarską składały się: drogocenne wierzchowce, konie specjalnej rasy, posiadające wyjątkowe zdolności; rozwinięta metalurgia, czyli doskonałe brzeszczoty szabel (batorówek i zygmuntówek), koncerzy, mieczy dwuręcznych, zwanych na zachodzie ballasse, hełmy, kolczugi i napierśniki; a także patent znany już w średniowiecznym snycerstwie, wypukły napierśnik, po którym kula, nawet armatnia, mogła się ześlizgnąć, nie mówiąc już o ostrzu oszczepu czy kopii. Zapewne coś mi umknęło. Ale proszę o przypomnienie w dyskusji. Nadto tu urywam moje streszczenie, bo streszczenie jest tylko streszczeniem. Mija się z celem przekazywanie wszystkiego, cośmy o husarii usłyszeli. Trzeba po prostu korzystać z okazji i jeśli p. Sikora pojawi się w sąsiedztwie, wysłuchać jego prelekcji. Czas na kolejnych wykładowców.

Srebrny Zasiew

Prof. Dariusz Adamczyk zadał nam nie lada zagadkę.

Moja dociekliwość musi tu skapitulować i pokornie czekać na dalsze owoce badań nad znaleziskami srebrnych „skarbów” z okresu między rokiem 900 a 1100 rozsianych po Wielkopolsce, Mazowszu, Pomorzu i Śląsku, (choć jak sami państwo zaraz zobaczycie, w końcu nie zdzierżyłem na wodzy mojej bogatej wyobraźni literackiej i poniosło mnie)

składających się ze skrupulatnie posiekanych srebrnych arabskich dirhemów i srebrnych ozdób.

Ponieważ występują one na skalę niemal masową, budzą pytanie o cel w zasadzie niszczenia cennych monet do rozmiarów nieprzydatnych do żadnego zakupu. Prof. Adamczyk podkreślił, że w owym czasie mieszkańcy Polski byli samowystarczalni jeśli chodzi o najbardziej podstawowe potrzeby. Dlatego srebro było przelicznikiem w handlu tylko towarami kosztownymi, takimi jak wyroby żelazne, drogie tkaniny, konie, bydło, a przede wszystkim niewolnicy. Dodam, że znalezisko przedstawione na powyższym slajdzie to równowartość 40 niewolników, a więc majątek. I nagle w wieku X słowiańscy bogacze, w tym prawdopodobnie Piastowie, zaczynają owe srebro niszczyć i zakopywać. Znowu wracam do slajdu przedstawiającego rozdrobnione dirhemy i ozdoby. Nagle posiadacz tego „depozytu kruszcowego” dostrzega jakiś inny cel, inną wartość, która w jego pojęciu przewyższa wartość 40 niewolników i „lekką ręką” pozbywa się swojego bogactwa, prawdopodobnie po to, żeby osiągnąć ten cel. Teoria ekonomiczna, stworzona na podstawie krótkiego cytatu z Ibrahima ibn Jakuba:

czyli próba wyjaśnienia tego fenomenu jako oszczędności przeznaczonych do przyszłych rozliczeń, upada z powodu nieobecności monet złotych i zbyt drobnych rozmiarów pociętego srebra. Teoria ekonomiczna oznacza coś więcej jeszcze, ale proszę wybaczyć zawodną pamięć i brak notatek. Myślałem, że zapamiętam, ale całą moją pamięć zajęła teoria symbolicznego znaczenia srebrnych „depozytów”, zawarta w tych kilku zdaniach:

By podkreślić swój autorytet i okazać swoją władzę Piast lub jego wójt, lub lokalny wódz, publicznie pozbywa się majątku wartego całego stada rączych koni lub zastępu rosłych, wschodnich niewolników (z obszaru Rusi, Prus lub Litwy, lub nawet zachodnich spośród Wieletów i Obodrzyców). Szaleństwo po prostu. Tylko po to, żeby zdobyć zaufanie? No tak, pośród ludów indoeuropejskich hojność i gest zawsze były w cenie. Pośród Celtów władca skąpy to była pewna jak w banku klątwa rzucona na ziemie i jego lud. Zaraza, nieurodzaj i głód jak amen w pacierzu. Możemy przypuszczać że podobnie było u innych Indoeuropejczyków. Skąpstwo było w cenie tylko na Bliskim Wschodzie w cywilizacjach industrialnych, jak na przykład mezopotamskiej opartej o tradycję Asyryjskiej Świątyni.

Ciekawe, że srebrne „depozyty” nie były niszczone i zakopywane w Małopolsce. (A więc jednak, to nie Wielkopolanie są archetypem centusia, ale Krakusy.)

Poważniej rzecz ujmując, jest to zagadka godna całego sztabu archeologów, łacinników, arabistów, hebraistów, saknstryto-słowianologów i historyków. Ponieważ na mój gust, choć jestem tylko amatorem, samo utrzymanie dobrej sławy nie może wyjaśnić takiego marnotrawstwa. Hojność można było okazać zabijając kilka baranów i świń, piekąc je na ruszcie, i rozdając darmowe dzbany miodu dla wszystkich bez okazji. Uczta dla poddanych w trakcie, której można rozdać kilka garnców srebra. Złoto lepiej zachować dla siebie. I wyróżnić kilku wojów z drużyny ozdobnymi mieczami i hełmami, skórami niedźwiedzimi itp. Władza natomiast opierała się przede wszystkim na silnej, nieomdlałej prawicy, na drużynie.

Tak skrupulatne niszczenie faktycznego bogactwa kojarzy się, przynajmniej mi, z przekleństwem. Przeklęte srebro. Dlaczego przeklęte? Wybaczcie państwo moją obsesję i bujną wyobraźnię, ale znowu jak czkawka powraca do mnie myśl o niewolnikach i o niewolnictwie. Niestety wiem tylko tyle, że oni byli i że było ono. I że Waredzy, Rusowie i Radanici sowicie za nich płacili. Skąd byli pozyskiwani? Czy tylko z wypraw na Wschód i Zachód? Czy na przykład nie z własnych terenów lokalnych wodzów spośród biedniejszych i krnąbrniejszych mieszkańców puszcz słowiańskich? Albo takich o nieco odmiennym języku i wierzeniach, którym przypadł ten los, iż mieszkali opodal, pośród siół polańskich czy mazowieckich? Los tak chciał. Lecz jeśli tych zabrakło, to w końcu blady strach mógł paść również na posłusznych i zamożnejszych. My następni w kolejce? I tu następowała odsłona „hojności” wodza. Nie, nigdy, ludu mój ludu! Ja was nigdy, przenigdy! Jak mogliście nawet tak pomyśleć! Dziatki moje umiłowane, patrzcie i zobaczcie, jak moje ojcowskie serce każe mi posiekać i zakopać przeklęte srebro od przeklętych kupców, o chytrych oczach, rudych włosach, albo o smagłym obliczu, osmolonym zapewne od ogni piekielnych, którzy gnają, het, het, za góry, za morza, braci naszych jak bydło, co prawda niezbyt przez nas lubianych, ale w końcu tak bardzo od nasz nie różniących się.

Teorię tę naiwną podważa fakt, iż zakopywane depozyty pochodzą z okresu dwu stuleci. A więc to się powtarza. Ale czy potrzeba uspokojenia lęku przed wydaniem na pastwę handlarzy żywym towarem nie mogła powracać, gdy władca słowiański odczuwał posuchę w skarbcu, gdy brakło mu środków na poważne militarne inwestycje w konie, miecze, kolczugi, szyszaki, w najemników itp.? Słowiański wódz mógł przecież pokusić się o jakąś intrygę, która wprowadzała niezgodę między grodem a opolem, lub między siołami, i dla uspokojenia nastrojów społecznych pozbywał się z zyskiem jednego czy kilku przysiółków. Wszak rósł w siłę a lud w poczuciu „ładu społecznego”. Ale silni i zamożni mogli znowu wykorzystać to przeciw niemu i znów trzeba było poświęcić garniec srebra. No bo złota pozbywać się mógł tylko samobójca. Taka hipoteza robocza, nawet nie teoria. Nie wiem, czy adekwatna? 

W końcu chrzest Mieszka sprawia, że wódz staje się księciem. Pojawia się kapłan nowej wiary i napomina. Św. Wojciech kole słowem Przymyślidów, również za handel ludźmi, w tym chrześcijanami. To samo czyni Biskup w Gnieźnie. Sprawa jest znacznie poważniejsza. Bo tu chodzi o dobre imię Piastów w skali Christianitas i kontynentu ...

CDN

P.s. Dopisuję krótką wymianę korespondencji z prof. Adamczykiem. Zadałem takie pytanie: "... czy ktoś pisał o tym, że szlaki te mogą mieć coś wspólnego ze szlakami, którymi prowadzono niewolników z Rusi i Litwy albo nawet z Mazowsza i Wielkopolski? Czy jest możliwa teoria, że w późniejszym okresie, po chrzcie Polan, niszczenie i rozdrabnianie dirhemów i ozdób srebrnych a potem zakopywanie ich mogło mieć coś wspólnego z symbolicznym wyrzeknięciem się, np. przez księcia Mieszka i jego lokalnych starostów, sprzedaży niewolników, być może nawet z lokalnej biedoty leśnej, w ręce Rodanitów, Żydów czyli niechrześcijan? Albo, że w tym właśnie okresie (900-940) mógł to być symboliczny gest lokalnych wodzów, być może kłamliwy, oznaczający wyrzeknięcie się sprzedaży własnych poddanych w niewolę piastowskim, polańskim pośrednikom, albo i samym Rodanitom? Potem zaś po chrzcie mogło to oznaczać wyrzeknięcie się handlu lokalnym "żywym towarem" z niechrześcijańskimi obcymi. A zatem symboliczny gest, oznaczający, że władza Mieszka i jego starostów będzie chronić przed porwaniem w celu handlu ludźmi. I zachęta skierowana do tychże sąsiednich plemion do przyjęcia chrztu i władzy Mieszka.

Prof. Adamczyk odpisał: "dziękuję za pytania, na które krótko odpowiadam: Na mapie, którą Pan cytuje, umieściłem znaleziska skarbów z minimum 10 dirhemami z lat 900-940. Wiele z nich zawiera również ozdoby ( a pobliskie grodziska artefakty), znane częściowo z obszarów zamieszkanych przez Rusów. Niekoniecznie nosicielami srebra byli więc Radanici, lecz grupy skandynawsko-słowiańskich handlarzy czy też łowców niewolników. Współpracowali oni z niektórymi miejscowymi klanami, płacąc za usługi, informacje (gdzie istnieją klany na tyle słabe, by je bez większego ryzyka móc napaść), prowiant itp. monetą (stąd pojęcie redystrybucji srebra). Te konteksty opisuję w artykule, który niebawem się ukaże. Dirhemy siekano zarówno przed przyjęciem chrztu przez Mieszka, jak i po. Wiele wskazuje na fakt, że "kariera" Piastów opierała się na współpracy ekonomicznej z wspomnianymi wyżej grupami Rusów, którym Polanie dostarczali niewolników. Krótko mówiąc, istnieją przesłanki, że "państwo" Mieszka wyrosło na handlu niewolnikami.Pozdrawiam i dziękuję za streszczenie. D. Adamczyk"

I dodał jeszcze: "Przy czym w fazie 900-940 dopływ srebra i import niewolników przebiegały na osi wschód-zachód; natomiast osi północ-południe (Praga) nie da się uchwycić na podstawie dirhemów, bo ich w Czechach praktycznie nie znaleziono; relacja Ibrahima ibn Jakuba potwierdzająca handel niewolnikami, to dopiero okres po 960 r."



tagi: historia  husaria  turzno  radosław sikora  konferencje kliniki języka  nauka konsumpcji treści naukowych  srebrna znaleziska  dariusz adamczyk 

Magazynier
6 listopada 2019 20:41
12     1953    16 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @Magazynier
6 listopada 2019 20:57

Niepokoiłem się Twym długim milczeniem. Rozumiem, że wszystko już w porzo?

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @chlor 6 listopada 2019 20:57
6 listopada 2019 21:30

Dzięki za pamięć. Mój etat wisi na cienkiej niteczce miłosierdzia pracodawcy, który miłosierdzia nie zna i na punktach których nie wiadomo ile będzie. Reforma jest porąbana i jej celem było okopanie się układów biurokratycznych, czyli dalszy etap marszu rewolucji przez akademię. Ale nad pracodawcą jest jeszcze Król dziejów, specjalista od miłosierdzia i w Jego niezawodne ręce oddaję cały ten galimatias. Czyli wszystko w porzo.

zaloguj się by móc komentować

Paris @Magazynier
6 listopada 2019 23:17

Bardzo ciekawa relacja...

... ladnie ilustrowana... duzo pracy Pan w nia wlozyl i to widac.  Oczywiscie, ze  + i dziekuje, bo przyjemnie mi sie czytalo.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Magazynier
7 listopada 2019 07:42

Trzeba będzie jeszcze kiedyś do tego Turzna przyjechać

zaloguj się by móc komentować

atelin @Magazynier
7 listopada 2019 08:15

Zaraz po konferencji w Turznie, ktoś zamieścił fotę p. Sikory, ale Pan swoją notką wkurzył mnie na maksa. Pluję sobie w brodę, że mnie tam nie było, trzeba było jednak olać te prywatne przeszkadzajki - posłuchać takiego wykładu w takiej stylizacji... Bezcenne.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Magazynier
7 listopada 2019 13:31

No wreszcie kolejny "głos z sali" po panu Andrzeju z Gdańska! I równie dokładny, a nawet w odcinkach;-))). Jest nadzieja, że my nieobecni też trochę tej atmosfery i wiedzy liźniemy, zanim Coryllus kolejne wywiady i filmiki zamieści;-). Oczywiście plus.

zaloguj się by móc komentować

chlor @Magazynier 6 listopada 2019 21:30
7 listopada 2019 16:42

Ludzie którzy z 15 lat temu i więcej poszli z powołania robić na uczelnie, a teraz jeszcze sporo im lat brakuje do emerytury są w cieżkiej sytuacji. To były czasy gdy praca tego typu oznaczała ciekawe zajęcie i możliwość pracy twórczej bez przymusu robienia kariery w hierarchii,  kosztem ówcześnie nędznych zarobków (w przemyśle zarobki były 3 krotnie wyższe). Coś dla zdolniaków lubiących się uczyć nowych rzeczy. Dziś człowiek przyjęty na etat musi być nastawiony na koniecznosć bardzo szybkiego zdobywania stopni i tytułów, czyli na ostre tempo kariery, bo inaczej przepadnie przy weryfikacji odbywającej się co dwa lata. Ten system preferuje zupełnie inny typ człowieka. Zaradnego, energicznego, upartego,  i solidnie ustosunkowanego. Za parę lat Polska będzie miała masy najzaradniejszych w świecie profesorów.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Paris 6 listopada 2019 23:17
7 listopada 2019 17:02

Cała radość po mojej stronie.

zaloguj się by móc komentować


Magazynier @atelin 7 listopada 2019 08:15
7 listopada 2019 17:04

Kto by pomyślał, że będę miał satysfakcję z wkurzania czytelników? Zgadzam się poza tym. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @jolanta-gancarz 7 listopada 2019 13:31
7 listopada 2019 17:13

Dzięki, Jolu. Atmosferę jednak zalecam raczej wdychać, wdech, wydech, wdech, wydech, itd. Poważniej mówiąc, autorski projekt Gabriela polega na tym, by nie było tam żadnej atmosfery. Jakąś namiastkę atmosfery stanowią wnętrza. Jeśli jest jakaś atmosfera, to raczej atmosfera podobna do tej, która towarzyszyła, zbieraniu się do pospiesznego exodusu Izraelitów z Egiptu. Trzeba łapać zębami "niesoloną baraninę" i "przaśne podpłomyki" w locie. Wtedy smakują najlepiej. Dosłownie, ja to tak odbieram. I uczę się tego. Stąd ta zadyszka, ale oddychanie to podstawa. Mnie, nałogowemu cholerykowi, podoba się to.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @chlor 7 listopada 2019 16:42
7 listopada 2019 17:17

"i solidnie ustosunkowanego", to przede wszystkim. Nie wiem co będzie za parę lat. Ale najzaradniejsi profesorowie będą wiedzieli jedno: trzeba dopchać się do koryta, do etatów kierowniczych. Jeśli przy tym uda im się dalej robić naukę, to rzeczywiście będziemy mieli kadrę akademickich komandosów. Ale nie jestem tego pewien. Zobaczymy. Oby się udało, przynajmniej niektórym.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować